Michał Haratyk w tym sezonie pchnął 20,71 m w hali, a na stadionie 20,51 m. Tymczasem finał rozpoczął od próby, która poleciała pod 21 metrów. Sędziowie zmierzyli 20,94 m i Polak przez pewien moment prowadził w konkursie. Za moment wyprzedził go Chorwat Filip Mihaljević - 21,10 m, a na początku drugiej kolejki wielki faworyt Włoch Leonardo Fabbri - 22,12 m. Jak się okazało, taka kolejność utrzymała się już do końca konkursu. Tyle że Chorwat poprawił się na 21,20 m, a Fabbri na 22,45 m, notując rekord mistrzostw. Drugi medal dla Polski, sensacyjny. Haratyk zaczarował Stadio Olimpico Sensacyjny Michał Haratyk. Mogło go nie być w finale, a zdobył medal Tomasz Kalemba, Interia Sport: Po sobotnich eliminacjach mówiłeś, że pójdziesz sobie popłakać. Wspominałeś też coś o przypadku. Michał Haratyk: - Żartowałem. Jesteś jedną z sensacji tych mistrzostw Europy, bo sam pewnie nie liczyłeś się z tym, że z Rzymu wrócisz z medalem? - Strój na ceremonię medalową jednak mam. Wiedziałem, że do medalu nie trzeba będzie pchać ekstremalnie daleko. Myślałem, że stać mnie będzie na 21 metrów, ale zabrakło, choć wystarczyło do medalu. Jesteś zatem zawiedziony? - Nie wiem. Chciałem jednak pchnąć 21 metrów, bo czekam na to już dwa lata. Było blisko. I do tego poczułem moją technikę. To może być zatem dobry prognostyk. Zaczarowałeś rywali już pierwszym pchnięciem. Ono trochę ustawiło konkurs? - Nie myślałem o tym, żeby tak wejść w konkurs. Usłyszałem jednak hałas z trybun. Był żywiołowy doping. Wszedłem zatem do koła i pomyślałem: dobra, możemy spróbować. Pierwsze pchnięcie jest ważne. W piątek nadepnąłem na koło i zawody się posypały. Ledwo wszedłem do finału. W sobotę miałem trochę więcej szczęścia i poleciało. To był twój czwarty start w mistrzostwach Europy. Statystyka jest znakomita. Masz trzy medale. Uzupełniłeś kolekcję o brakujący brąz. Możesz zamykać ten rozdział. - No właśnie. Wolałbym jednak srebrny. Lepszy jednak taki niż żaden. Jak przygotowywałeś się do tego finału? - Nigdzie nie wychodziłem, a w sumie mogłem, bo i tak nie spałem całą noc. Nie mogłem zasnąć. Łącznie wyszły może trzy godziny snu. I to dopiero nad ranem przysnąłem. Jeszcze przed wyjściem na stadion zdrzemnąłem się pięć minut po obiedzie i to wystarczyło. Mówiłeś jednak, że jak się wszystko zgra, to kula może polecieć. - Na treningach pchałem pod 21 metrów. Wiedziałem zatem, że mogę to zrobić na zawodach. Jakoś jednak nie mogę się przełamać. Były nerwy w ostatniej kolejce, bo medal miałeś już w kieszeni, ale ktoś mógł ci go z niej wyciągnąć? - Nerwy były od pierwszej kolejki. Jak się tak pcha w pierwszej próbie, to potem się tylko czeka i czeka. Wiedziałem, że na pewno dalej pchnie Fabbri. I spodziewałem się, że Mihaljević. Nie było jednak daleko. Mogłem go nawet dziabnąć na końcu, ale nie miałem już siły. Za długo trwał ten konkurs. Najpierw oddałem trzy próby w 50 minut, a potem trzy w 15. Nie wiem, jak oni to zrobili, ale to było słabe. Szczęśliwy? - Na pewno zmęczony. Może jutro się będę cieszył. W Rzymie - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport