23-letnia zawodniczka AZS Warszawa już pokazała się w seniorskim bieganiu. Zdobyła złoto mistrzostw Europy na 100 metrów przez płotki i srebro w sztafecie 4x100 metrów. W mistrzostwach świata na razie docierała do półfinałów, podobnie było trzy lata temu podczas igrzysk olimpijskich w Tokio. Kwalifikację do Paryża zdobyła w ubiegłym roku w Chorzowie na samym początku okresu kwalifikacyjnego. Andrzej Klemba: Minimum na igrzyska olimpijskie osiągnęła pani już w sierpniu ubiegłego roku. Można więc bez zbędnych nerwów myśleć o Paryżu? Pia Skrzyszowska: Czas poniżej 12,77 sekundy uzyskałam w poprzednim sezonie kilka razy, ale na pewno z taką świadomością dużo łatwiej wchodzi się w ten rok olimpijski. Można skupić się przede wszystkim nad szlifowaniem tego, co jest do poprawy i próbować dojść do najwyższej formy. Rzeczywiście świadomość tego, że nie trzeba szukać zawodów, by zdobyć minimum na igrzyska, jest komfortowa. W wieku 23 lat już drugi raz wystartuje pani w igrzyskach. Doświadczenia z Tokio chyba się przydadzą? - Prawie 23 (śmiech). Od tego roku jestem już seniorką. Choć nie osiągnęłam tego co chciałam w Japonii, to na pewno obyłam się z wielką imprezą. Właściwie igrzyska w Tokio były pierwszymi tak dużymi zawodami seniorskimi w karierze. Wiem już, jak to wygląda i w Paryżu nie powinien mi towarzyszyć niepotrzebny stres. Dzięki temu będę gotowa na wszystko. Wydaje się, że nie ma wiele talentów w polskiej lekkoatletyce, ale z panią wiązane są spore nadzieje. I jak patrzeć na progres wyników, to co rok biega pani coraz szybciej. - Trenowanie z tatą to był doskonały wybór. Co roku rzeczywiście robię postęp i to jest dobry znak, ale zdaję sobie sprawę, że będzie coraz trudniej o poprawę życiówki. Są już na niezłym poziomie, ale już można coś urwać. Wierzę, że stać mnie na to, by przywieźć dużo medali z wielkich imprez. No właśnie wszyscy zaciskają kciuki, by podczas Orlen Cup w Łodzi pobiła pani rekord Polski na 60 m ppł. Rok temu zabrakło zaledwie jednej setnej sekundy. Tym razem to będzie pierwszy start. - Nie będę zaskoczona, jeśli go poprawię, ale tez nie będą zdziwiona, jeśli to się nie uda. Stać mnie to, by ten rekord pobić. Rok temu tez mówiłam, że poprawię, ale się nie udało. Po tym wyniku w Łodzi wszyscy liczyli, że tak się stanie, ale jednak skończyłam sezon halowy w połowie z powodu kontuzji i nic z tego nie wyszło. Sztafeta 4x100 metrów to też okazja do medali. Ewa Swoboda, pani i koleżanki pokazałyście, że potrafcie szybko biegać. - Srebro w mistrzostwach Europy w Monachium, finał w mistrzostwach świata w Budapeszcie to potwierdzają. To nie tylko ja i Ewa, bo sprinterek, które aspirują do tej sztafety jest więcej. Poziom w tej konkurencji się podniósł. Dzięki temu możemy nawet wymieniać zawodniczki na poszczególnych etapach zawodów. W Europie medale są w naszym zasięgu, a na imprezach światowych finały. Choć w przypadku sztafety zawsze jest inaczej, bo to złożona sprawa i wiele składowych. Dlatego przede wszystkim skupię się na swojej konkurencji, a do dziewczyn z chęcią dołączę. Wracając do płotków - dwa półfinały z rzędu w mistrzostwach świata. Podobny cel na igrzyska, czy coś więcej? - Celuję w finał, zresztą tak samo było w mistrzostwach świata, choć się nie udało. Nie boję się otwarcie mówić. Chcę pobiec w finale. Czołówka jest do doścignięcia? - Poprzedni sezon nie dał do końca odpowiedzi, bo leczyłam kontuzję. Jestem przekonana, że można doścignąć te najlepsze i znaleźć się w czołowej ósemce. Rozmawiał Andrzej Klemba