Klaudia Kazimierska biegła w pierwszym półfinale biegu na 1500 metrów. Polka, która na co dzień trenuje i uczy się w USA, pilnowała miejsca. Z każdego biegu do finału awansowało sześć najlepszych zawodniczek. 22-latka, biegła jak stara wyga, kontrolując to, co się działo na bieżni. Serce zadrżało tylko raz, kiedy zaczął uciekać pociąg, a Kazimierska akurat miała lekką przepychankę. Król Noah zatrzymany, nie będzie potrójnego złota. Sensacyjny mistrz w Paryżu Wspaniałe biegi Polek. Jedna ma finał olimpijski, druga rekord Polski - Tak. Było nerwowo. Szybko sobie przeliczyłam. Byłam ósma. Było blisko szóstki, która miała awans do finału. Robiło się ciężko, ale powiedziałam sobie, że będę tego żałowała, jeśli teraz nie spróbuję. I faktycznie zaatakowałam na około 200 metrów do mety. Trener Zbigniew Król podpowiedział mi przed biegiem, żeby wytrzymała do tego momentu z atakiem. Jak już byłam piąta, to spojrzałam na ekran i chciałam się zacząć uśmiechać. Na pewno ten bieg nie był tak kontrolowany przeze mnie, jak ten eliminacyjny. Gdybym jednak czuła, że ktoś mnie naciska, to pewnie byłabym w stanie jeszcze "depnąć". Jest zatem jeszcze, z czego urywać - cieszyła się Kazimierska. Ona w swoim półfinale była piąta z nowym rekordem życiowym 4.00,23 sek. Nie złamała granicy czterech minut i nie pobiła rekordu Polski, a z takim planem przyjechała do Paryża. Teraz jednak poprzeczka poszybowała znacznie wyżej. 24-letni rekord kraju Lidii Chojeckiej (3.59,22 sek. - przyp. TK) jest już bowiem nieaktualny. Wszystko za sprawą Weroniki Lizakowskiej, która w drugim półfinale uzyskała znakomity czas 3.57,31 sek. Poprawiła rekord życiowy o ponad cztery sekundy. To był szok. Lizakowska uzyskała siódmy czas półfinałów, ale zabraknie jej w finale. To był najlepszy wynik w historii, jaki nie dał awansu do medalowej rywalizacji. Nie mogło być inaczej. Musiały być zatem łzy i były. Dla Lizakowskiej rekord kraju w tym momencie nie miał żadnego znaczenia. Ona do Paryża przyjechała z życiówką 4.03,15 sek. W czasie igrzysk poprawiła ją o blisko sześć sekund. To nie jest kroczek. To jest wielki krok w jej karierze. Trener Zbigniew Król i Lizakowska przygotowali niesamowitą formę. - Widziałam, że bieg jest bardzo szybki. A potem zobaczyłam, jak ucieka mi finał, bo wyraźnie przede mną było sześć dziewczyn. Najgorsze jest to, że nie byłam w stanie ich dogonić. Cały czas sobie powtarzałam, że mam jeszcze tylko jedną dogonić. Próbowałam. Na tablicy pojawił się wynik 3.57, ale nie było mnie w finale. Ogromny ból. Wolałabym nazywać się finalistką olimpijską niż rekordzistką Polski - przeżywała bardzo 25-latka. Bez dwóch zdań Lizakowska wysoko zawiesiła poprzeczkę przed Kazimierską. Ona mówiła, że jest gotowa na rekord Polski, ale ten Chojeckiej. Kazimierska i Lizakowska pokazały, że z polskimi biegami średnimi wcale nie jest tak źle. To zawodniczki, które śmiało mogą myśleć o czymś więcej niż tylko bieganie w finałach wielkich imprez. - Potrzebowałyśmy czasu na to wszystko. Wszyscy myślą, że jak jesteśmy zdolnymi juniorkami, to sukcesy - ot, tak - przyjdą także w gronie seniorów. Tymczasem to jest ogromny przeskok. Wiem, że jeszcze wiele przede mną, bo ja tak naprawdę dopiero zaczęłam biegać na poważnie. Razem pokazujemy, że polska szkoła biegów średnich się odbudowuje. Teraz będziemy się razem napędzały - powiedziała Kazimierska. - Klaudia pobije mój rekord Polski w finale. Pokaże, że Polki mają moc i że jesteśmy bardzo szybkie. Z nami też trzeba się liczyć - dodała Lizakowska. Z Paryża - Tomasz Kalemba, Interia Sport