Gdyby to wszystko działo się jeszcze dwa lata temu, to o miejsca naszych mistrzów od rzutu młotem w finale mistrzostw Europy bylibyśmy pewni właściwie już na starcie. Choć w przypadku Pawła Fajdka, mając w pamięci igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro, kwalifikacje przeprowadzane ranem budzą jednak pewien niepokój. Wtedy jednak obaj rgularnie przekraczali 80 metrów, do dziś - w obecnym sezonie - nie udało im się to ani razu. By zapewnić prawo walki o medale, trzeba było rzucić dzisiaj 77 metrów. W teorii, bo do tej linii jest w stanie dorzucić pięciu, może sześciu zawodników, a miejsc w finale przewidziano dwanaście. Nowicki owo 77 metrów przekraczał w swoich trzech pierwszych tegorocznych startach, ale już w dwóch ostatnich, pod koniec maja we Francji - nie. Fajdek, pięciokrotny mistrz świata, zaś tylko raz - w Memoriale Kusocińskiego w Chorzowie (77.23 m). Dobry rzut Wojciecha Nowickiego, "na zaliczenie odległości". I niemal gwarantujący awans Dziś obaj znaleźli się w pierwszej grupie, ale z uwagi na fakt, że Nowicki broni złota z Monachium, Polska mogła wystawić aż czterech specjalistów od tej konkurencji. W drugiej grupie powalczą Marcin Wrotyński i Dawid Piłat, choć awans któregoś z nich byłby dużym wydarzeniem. Jako pierwszy z Biało-Czerwonych w kole pojawił się Nowicki. Zakręcił mocno, ale z klatki wyszedł bez uśmiechu, z opuszczoną głową, jakby zamyślony. A niepotrzebnie, rzut był dobry, na 76.66 m, nie gwarantujący niby kwalifikacji na 100 procent, ale de facto - ją zapewniający. Wcześniej rzucał Francuz Yann Chaussinand, który tuż przed mistrzostwami Europy posyłał już młot niemal w linię 80. metra. I pokazał, że w walce o medale będzie w niedzielę bardzo groźny. Od razu uzyskał 76.84 m. Fajdek był dwunastym wśród piętnastu młociarzy w grupie A - musiał czekać trochę dłużej. W jego przypadku wątpliwości były większe, również z powodu znikomej liczby ważnych, mierzonych rzutów. W tym sezonie w pięciu konkursach miał ich zaledwie 11, na 27. W Forbach żadnego, wtedy odpadł z rywalizacji po trzech seriach. I te emocje narastały, niby zakręcił dobrze, szybko, ale młot nie zmieścił się w bramie, wylądował na siatce. Zostały więc tylko dwie próby, choć 35-letni zawodnik OŚ AZS Poznań wyglądał na spokojnego. W drugiej serii Nowicki załatwił sprawę - rzucił dokładnie 79.00 m, jako pierwszy mógł iść się przebrać. - Przyszedłem jak na trening, by rzucić duże Q. Szkoda, że nie udało się w pierwszym rzucie, trochę mi noga uciekła. Ale drugi był lepszy - mówił Nowicki w TVP Sport. - Jutro nowe rozdanie - dodał. Fajdek zaś tego przywileju nie dostał, choć pewnie kamień też spadł jego trenerowi Szymonowi Ziółkowskiemu z serca. Młot poleciał na 74.52 m, dawało to piątą pozycję, ale za chwilę Niemiec Merlin Hummel (75.73 m) zepchnął go na szóstą pozycję. Niebezpieczną, bo przecież w drugiej grupie też jest wielu świetnych zawodników, z Mychajło Kochanem czy Bence Halaszem na czele. W ostatnim rzucie Fajdek uzyskał 75.17 m, nie poprawił miejsca, ale to 65 cm może mieć kluczowe znaczenie. - Ten wynik powinien dać finał. Koło jest dość tępe, ale koło dziesiątego miejsca powinienem się zakręcić. Mam nadzieję, że przyjdzie jutro ten luz, bo powinienem rzucać w granicach 77-78 metrów - mówił Fajdek. W drugiej grupie przerzuciło go tylko pięciu rywali, awansował więc z 11. wynikiem. Odpadli zaś Marcin Wrotyński (73.58 m) i Dawid Piłat (71.44 m). Finałowa rywalizacja w niedzielę - start o godz. 21.10.