Kilka ostatnich lat to u Natalii Kaczmarek pasmo imponujących seniorskich sukcesów. Zaczęło się w 2018 roku w Berlinie od wywalczenia złota mistrzostw Europy w sztafecie 4x400 m, kiedy to biegła w biegach eliminacyjnych. Potem były dwa medale igrzysk olimpijskich (złoto i srebro, Tokio 2020), brąz w halowych mistrzostwach Europy (Toruń 2021), brąz halowych mistrzostw świata (Belgrad 2022), dwa srebra mistrzostw Europy (bieg i sztafeta, Monachium 2022), a na dokładkę srebro mistrzostw świata w biegu na 400 m (Budapeszt 2023). Z kolei pod koniec stycznia bieżącego roku na zgrupowaniu w RPA Natalia Kaczmarek, "testując" swoją formę w rywalizacji na krótszych dystansach, pobiła rekord życiowy na 100 m, wygrała zmagania na 200 m, a do tego w Potchefstroom uzyskała czas 35.52 s w biegu na 300 metrów. Co ważne, stanowi to najlepszy rezultat w historii polskiej lekkoatletyki. 26-letnia zawodniczka o blisko dwie dziesiąte sekundy pobiła rekord, który 49 lat temu ustanowiła Irena Szewińska. Sukcesy napędzają, dodają motywacji i dostarczają radości, ale jest też trudniejsza strona profesjonalnego uprawiania sportu, o czym Natalia Kaczmarek bardzo szczerze opowiada w najnowszym odcinku Podcastu Olimpijskiego Interii. Mówi o czymś, czego kibice raczej nie widzą. "Startuję na mityngach międzynarodowych czy gdziekolwiek i jestem jedną z najbardziej zmęczonych osób po starcie. (...) Jest mi bardzo ciężko wstać po starcie. Często 20-30 minut zajmuje mi podniesienie się. Bardzo cierpię" - wyjawia. Tyle za medale zarobiły Ewa Swoboda i Pia Skrzyszowska. Femke Bol rozbiła bank Wychodzą nieznane kulisy tego, co dzieje się po zejściu z bieżni. Natalia Kaczmarek: "Cierpię niesamowicie" Natalia Kaczmarek dodaje, że zmęczenie dopada ją za metą, nie w trakcie biegu. "Moim zdaniem to jest super atut, bo wytrzymuję do końca ten bieg, ale cierpię niesamowicie. Naprawdę, cierpię niesamowicie po tych startach. To jest coś strasznego, jak sobie o tym myślę" - z rozbrajającą szczerością przyznaje lekkoatletka w rozmowie z Aleksandrą Szutenberg, która to przy okazji porusza temat, o którym zazwyczaj publicznie się nie mówi. "Muszę się przyznać, że ostatnio coraz rzadziej. Chyba się trochę zaadaptowałam do tego treningu. Jest trochę lepiej. (...) Wydaje mi się, że to kwestia tego, że mam coraz więcej startów za sobą i coraz więcej lat treningu, więc coraz ciężej jest mi się tak mocno zmęczyć" - odpowiada Kaczmarek. I od razu dodaje, że w jej pamięci szczególnie zapisał się start, po którym po biegu wymiotowała kilkadziesiąt razy. "Aż mi było głupio, nawet nie zdążyłam odejść. To jest trochę niesmaczne, co mówię, ale wyszłam tylko z hali i stanęłam w rogu i nie mogłam stamtąd odejść. Tam biegali zawodnicy, którzy się rozgrzewali, a ja nie mogłam się ruszyć. Nie wiem, czy w życiu czułam coś takiego. Nie mogłam po prostu się opanować" - wspomina. Przypuszcza, że wpływ na tamtą sytuację mogły mieć warunki panujące na hali. Było duszno, to był jej pierwszy start i "wszystko się skumulowało". "Chyba jedno z gorszych przeżyć w moim życiu" - kwituje zdarzenie. Zdaje sobie sprawę, że takich obrazków telewizyjne kamery raczej nie pokazują, więc wielu kibiców może nie mieć świadomości, co dzieje się z zawodniczką po zejściu z bieżni. Zaraz za metą Kaczmarek jest jeszcze w stanie pomachać do publiczności i obiektywów, lecz chwilę później, gdy zejdzie adrenalina, odczuwalne jest właśnie to przeogromne zmęczenie. "Nie chciałabym, aby ludzie oglądali mnie w takim stanie. To jest naprawdę nieprzyjemne" - podsumowuje. Powrót Andrejczyk, zaskakująca decyzja. Polka z minimum na Mistrzostwa Europy