Polka poprawiła w Eugene rekordy życiowe w czterech konkurencjach: pchnięciu kulą (14,13), biegu na 200 m (23,77), skoku w dal (6,43) i biegu na 800 m (2.07,18). 23-latka w biegu na 100 m przez płotki miała czas 13,28 sekundy, w skoku wzwyż osiągnęła 1,89 m, natomiast w rzucie oszczepem - 41,63 m. Reprezentantka Polski zdobyła łącznie 6672 pkt i została sklasyfikowana na czwartej pozycji. 23-letnia lekkoatletka pobiła rekord Polski, który od 1985 roku należał do Małgorzaty Nowak - 6616 pkt. Sułek była dumna ze swojego występu, mając niedosyt związany z czwartym miejscem. Nie szczędziła jednak słów krytyki pod adresem Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. "Ja wiem, że podróż, złe odżywanie ma zły wpływ — być może na te 30-40 punktów. Po medalu w Belgradzie nawet nie otrzymałam gratulacji twarzą w twarz. Teraz nie będę już o to nawet zabiegała. Nie będę milczeć, bo za wiele poświęcam, aby ktoś rzucał mi kłody pod nogi" - mówiła wyraźnie rozgoryczona. Mocno krytykowała warunki obozu aklimatyzacyjnego w Seattle. Mówiła, że jedzenie było koszmarne, totalnie niedostosowane do potrzeb sportowców. Podkreślała, że wielokrotnie musiała stołować się w innym miejscu. "Wiem, że kibice i moja rodzina są ze mną. Dopóki się nic nie zmieni w naszym sztabie, to te medale będą nam uciekać. Naszą kadrę stać na dużo więcej, ale na ostatniej prostej nam się to odbiera. (...) Ja katorżniczą robotą zajeżdżam się przez kilka tygodni, a na samym końcu - gdy jest najważniejszy, bezpośredni okres przygotowawczy - to ja jem jakieś świństwa, muszę latać do sklepu 1000 schodów góra-dół. To nie jest dla mnie problem, ale to być może potem są te setne. Po coś ci ludzie tam są, przecież nie na wakacjach. A wykonali jakiekolwiek kroki, aby nam pomóc?" - pytała zdenerwowana. O związku mówiła, jako o jedynym hamulcowym swojej kariery. Mówiła, że tak sądzi wiele osób z polskiej kadry, ale być może część nie ma odwagi tego powiedzieć publicznie. "Ja nie boję się wezwania na dywanik" - deklarowała. Majewski w rozmowie z PAP odniósł się do tego zgrupowania. "Większość ludzi była zadowolona i jadła ze smakiem, a przede wszystkim dobrze trenowała, dobrze się zaaklimatyzowała. Pod tym względem ten obóz to sukces. To pokazują starty w Eugene. My trafiamy z formą, dobrze się tu czujemy. Było ok. Zawsze znajdzie się ktoś, komu coś może nie pasować. Amerykańska kuchnia różni się od naszej, ale takie mamy bardzo często zastane warunki. Nie do końca mamy na nie wpływ i trzeba się po prostu do nich dostosować" - wskazał dwukrotny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą. W jego ocenie sport wyczynowy polega także na dostosowywaniu się do różnych zmiennych. Sułek sugerowała, że będzie szukała możliwości szkolenia niejako obok PZLA, z udziałem prywatnych sponsorów, a także teraz — jako rekordzistka kraju — dzięki środkom ministerialnym. "W polskim systemie zawodnik, który ma sukcesy, jest praktycznie całkowicie zaopiekowany przez związek. On się szkoli za pieniądze publiczne. My szczególną opieką obejmujemy naszych sportowców. Jeżeli porównuje się to z innymi federacjami na świecie, to nasi sportowcy mają bardzo dobrze. Na tym wygrywamy — na jakości tego szkolenia. To dzięki temu nasi ludzie mogą porządnie przygotować się do imprez docelowych i potem walczyć o medale" - powiedział PAP Majewski. Dyrektor sportowy PZLA Krzysztof Kęcki mówił o tym, że w takich samych warunkach jak Polacy obóz aklimatyzacyjny mieli np. Grecy czy Australijczycy. W jego ocenie dla tych reprezentacji takie warunki nie były problemem. "Najlepsze w tym wszystkim jest to, że to nie my jesteśmy rozczarowani startem Ady. W naszym odczuciu ona wystartowała bardzo dobrze. Poprawiła rekord Polski. To świetny start tak młodej zawodniczki" - mówił Kęcki. Majewski dodał, że nie ma ze strony związku żadnego problemu związanego z relacjami z Adą Sułek. "Naprawdę szczerze gratuluję jej tego, w jaki sposób się tutaj zaprezentowała" - podsumował wiceprezes PZLA. Z Eugene Tomasz Więcławski twi/ sab/