Podopieczna trenera Sławomira Nowaka podkreśliła, że w życiu zawsze trzeba mieć wiarę i nadzieję, nawet w sytuacjach, które wydają się beznadziejne, z których nie widać wyjścia. - Na początku maja, w hali gdańskiej AWF, robiłam trening na płotkach. Zdarzało mi się czasami, że traciłam równowagę i całowałam się z tartanem, ale nigdy nic poważniejszego mi się nie przytrafiło. Gdy więc teraz zahaczyłam nogą o płotek i upadłam, myślałam, że nic się nie stało. A jednak... Przyjechało pogotowie i znalazłam się w szpitalu - wspomniała Chudzik. Rozległy uraz był taki, jakby po łokciu tramwaj przejechał - zobrazowali efekt upadku lekarze. Nastąpiło rozerwanie torebki lewego stawu łokciowego, uszkodzenie więzadeł i ścięgien. - Założono mi gipsową szynę, ale niebawem, po konsultacjach okazało się, że konieczny jest zabieg. No i miałam go w połowie maja w poznańskiej klinice. Od pierwszego czerwca jestem w Spale na rehabilitacji, truchtam i w ogóle się ruszam, oczywiście bez obciążania kontuzjowanej ręki. Na szczęście jestem praworęczna - powiedziała urodzona 12 września 1986 roku w Kielcach lekkoatletka. Jak zaznaczyła, od kwietnia zaczęła ją wspierać Polska Grupa Energetyczna i ... "jestem wdzięczna sponsorowi, iż mimo że ten sezon muszę spisać na straty, nie odwrócił się ode mnie". Kamila Chudzik nie jest fanką piłki nożnej, ale - jak przyznała - trochę się interesuje mistrzostwami świata. - Gdyby w RPA grał nasz zespół, na pewno oglądałabym wszystkie mecze Polaków, a tak patrzę tylko na fragmenty niektórych. Zaimponowali mi Niemcy, ale mieli niezbyt wymagającego rywala, Australijczyków - dodała.