"Wielu mówi, że to niemożliwe, by rzucać dyskiem 80 metrów. Nawet biomechanicy obliczyli, że granica leży na granicy 78 metrów, ale jeśli chce się być najlepszym w sporcie, trzeba mieć wizje. Trzeba marzyć o czymś, co wydaje się nierealne. A ja tego kiedyś dokonam, bo w to wierzę" - powiedział w wywiadzie dla niemieckiej agencji prasowej 26-letni Harting. W Rio de Janeiro młodszy z braci sprawił niespodziankę, wygrywając olimpijski konkurs. Do ostatniej kolejki prowadził Piotr Małachowski, ale Niemiec w szóstym podejściu posłał dysk dalej na 68,37 i ustanowił rekord życiowy. Polak nie zdołał już odpowiedzieć. "Złotego dysku już nie ma, ponieważ w trakcie kręcenia programu telewizyjnego rozpadł się na trzy części. To prawda, że to był sprzęt mojego brata Roberta, którym wywalczył chociażby mistrzostwo świata" - przyznał. Mierzący 2,07 Harting wzbudza różne emocje. Także w Niemczech. Potrafi być bardzo nieprzyjemny w kontaktach z mediami, często ma kontrowersyjne wypowiedzi. Negatywnie został oceniony chociażby po ceremonii dekoracji w Rio, kiedy zamiast wysłuchać narodowego hymnu, śmiał się i dyrygował. "Teraz z perspektywy czasu rozumiem negatywne opinie dziennikarzy" - przyznał i podkreślił, że od kibiców nie dostał żadnych słów krytyki. W wywiadzie dla DPA Christoph Harting mówił także o relacjach ze swoim znacznie bardziej utytułowanym bratem Robertem - mistrzem olimpijskim z Londynu, trzykrotnym mistrzem świata. Nie jest tajemnicą, że obaj nie przepadają za sobą. "Nasze stosunki są, powiedzmy, normalne. Codziennie się widujemy w trakcie treningu i to media kreują złą otoczkę. Zgadza się, że nie mówimy o sobie publicznie, ale to znak szacunku, a nie tego, że się nie lubimy" - zaznaczył. Po tym, jak Christoph wywalczył w Rio złoty medal, jego brat Robert pogratulował mu przez Facebooka. Tylko do zwycięzcy to nie dotarło, bo młodszy z braci Hartingów od lat nie ma swoich profili w mediach społecznościowych.