Armand Duplantis rekordy świata bije od kilku lat, zaczął od 6.17 m w lutym 2020 roku - i dodaje centymetr po centymetrze. Nie jest maszyną, nie zawsze się udaje, nie zawsze są też sprzyjające warunki. W Chorzowie chciał jednak spróbować, mówiło się o tym już od kilku dni. A nagrodą było choćby 50 tys. dolarów, choć pewnie genialny Szwed na to akurat nie patrzy. Polacy odpadli dość szybko, później pisała się historia. Nie tylko z udziałem Duplantisa Zanim jednak doszło do decydującej rozgrywki z rekordem świata, kibice na Stadionie Śląskim zobaczyli niezwykle ciekawy konkurs, zapewne jeden z najlepszych w historii tej dyscypliny. Polacy nie odegrali tu większej roli, Robert Sobera zaliczył 5.62 m, ale później było już za wysoko. Piotr Lisek, mimo wielu kłopotów w ostatnim czasie w swoim życiu, dał radę prześlizgnąć się na 5.72 m. I tu też skończył. Inni zaś skakali wyżej - i to znacznie wyżej. 5.92 m zaliczyło aż czterech tyczkarzy, to też była ostatnia wysokość dla Amerykanina KC Lighfoota. Zostali jeszcze: Grek Emanuil Karalis i Amerykanin Sam Kendricks, no i Duplantis. Czyli całe podium olimpijskich zmagań. I każdy z nich się poprawił. Kendricks swoje 5.95 m z Paryża zamienił na 6.00 m w Chorzowie - po udanej drugiej próbie szalał na tartanie. A później, w trzecim podejściu, dokonał tego Karalis, dopingowany z boku przez Liska. Pobił rekord życiowy, no i rekord Grecji. Z 6.08 m już zrezygnował. Kendricks próbował jeszcze na 6.08 m, ale to już było też za dużo. W konkursie pozostał tylko Duplantis - on z 6.08 m świadomie zrezygnował, czuł swoją moc. Sprinterki dobiegły, znów został tylko on. Armand Duplantis znów królem lekkiej atletyki Gdy w Paryżu pobił rekord świata, skacząc 6.25 m, był to już deser całej sesji. Został sam, wszystkie inne konkurencje już się pokończyły. Teraz zaś musiał chwilę poczekać, aż ostatnią serię rzutów oddadzą trzy najlepsze oszczepniczki. No i jeszcze został finał sprintu pań, z naszą Ewą Swobodą. Pierwsza próba była więc zupełnie nieudana, nie podjął nawet ataku nad poprzeczką. Dostał jednak kilka minut na przygotowania do kolejnego skoku, a tym czasie na start wyszły sprinterki. A gdy one skończyły, został już sam "Mondo". Pobiegł, skoczył, położył się na bieżni. 6.26 m odhaczone, kolejny rekord świata stał się faktem. To dziesiąty raz, gdy Armand Duplantis poprawia najlepszy wynik w historii lekkiej atletyki. Pierwszy też był w naszym kraju, w Toruniu.