W maju ubiegłego roku federacja lekkoatletyczna RPA, w imieniu Semenyi, zaskarżyła do CAS mające wejść w życie w listopadzie 2018 przepisy Międzynarodowego Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) nakazujące zawodniczkom farmakologiczne zbijanie podwyższonego poziomu testosteronu pod groźbą zakazu startu na dystansach od 400 m do jednej mili. W środę Międzynarodowy Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu (CAS) w Lozannie oddalił apelację i poparł decyzję IAAF. "Wreszcie będzie sprawiedliwie. Od zawsze podkreślałem, że taka sytuacja, jak była to tej pory, jest nie do zaakceptowania. Mogę mówić w swoim imieniu, ale gdy obserwowało się rywalizację na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro w biegu na 800 m, to naszą Joannę Jóźwik w walce o medale pokonały trzy zawodniczki - Semenya, Francine Niyonsaba i Margaret Wambui, czyli wszystkie z podwyższonym poziomem testosteronu. To było istotne wypaczenie rywalizacji" - powiedział PAP Chmara, były wieloboista, a obecnie wiceprezes PZLA. Jak przyznał, były oczekiwania wobec IAAF, aby tę sytuację unormować. "W moim przekonaniu IAAF i tak zrobił to zdecydowanie za późno. Uważam, że takie procedowanie powinno być szybsze. Decyzja CAS jest bardzo dobra i sprawiedliwa. Nic, tylko przyklasnąć. Mam nadzieję, że rywalizacja wreszcie powróci na normalne tory" - podkreślił Chmara. W jego ocenie w znakomitej większości kibice lekkoatletyczni oczekiwali takiej decyzji. "Nie chcę podnosić kwestii, kto może czy nie może rywalizować. Nie chodzi o ograniczanie nikomu możliwości startu. Bardziej chodzi o to, że takie osoby jak Semenya od samego początku były w zdecydowanie korzystniejszej sytuacji. Są pewne normy, które obowiązują u prawie całej populacji kobiet. Ich liczba z podwyższonym poziomem testosteronu nie jest bardzo duża. To się zdarza, ale właśnie po to są takie decyzje IAAF, żeby strukturyzować tę kwestię i eliminować element uprzywilejowana. Teraz rywalizacja będzie bardziej prawdziwa, standardowa. Nie będzie takiego wypaczenia wyników, jakie było" - ocenił Chmara. Semenya to mistrzyni olimpijska z Rio de Janeiro w biegu na 800 m oraz trzykrotna mistrzyni świata na tym dystansie. Mająca umięśnioną sylwetkę oraz niski tembr głosu zawodniczka zgodnie z nowymi regulacjami będzie zmuszona do sztucznego obniżania poziomu testosteronu. IAAF dopuści do startów w najważniejszych zawodach biegaczki utrzymujące wcześniej przez co najmniej sześć miesięcy testosteron maksymalnie na poziomie 5 nanomoli na litr krwi. Według badań, na które w rozprawie przed CAS powoływali się przedstawiciele światowej federacji, naturalny poziom testosteronu u kobiet utrzymuje się w przedziale 0,12-1,79 nmol. W nowych przepisach IAAF pojawia się kobieca klasyfikacja - zawodniczki z zaburzeniami rozwoju płci (DSD). Zdaniem badaczy biegaczki nimi dotknięte miały wyższy poziom testosteronu niż wynosi średnia dla kobiet, co skutkowało większą masą mięśniową i wyższym poziomem hemoglobiny. Ich dominacji nie zaobserwowano w sprintach oraz biegach na 5000 i 10000 m. Na tych dystansach żadne obostrzenia nie będą obowiązywać. IAAF regulować tę kwestię próbowało już wcześniej, ale w 2015 roku przegrało przed CAS sprawę skierowaną przez biegaczkę z Indii Dutee Chand, której zabroniono startów właśnie z powodu wysokiego poziomu testosteronu.(PAP) autor: Tomasz Więcławski