Rywalizacja sportowców z Ukrainy, od początku rosyjskiej inwazji na ich kraj, ma szczególny wymiar na całym świecie, gdziekolwiek jest rozgrywana. Doskonale w pamięci pozostają ubiegłoroczne halowe mistrzostwa świata w Belgradzie, organizowane niedługo po wybuchu wojny, gdzie emocje były ekstremalne. Medal koi cierpienie, ale nie kończy bólu. Łzy Kateryny Tabasznyk To wtedy m.in. Jarosława Mahuczich pokazała, że ma nieprawdopodobny charakter. Najlepsza ukraińska skoczkini wzwyż sięgnęła po tytuł mistrzowski, a później skierowała ważne słowa w najważniejszym temacie, po których otrzymała wielką owację. Żaden inny złoty medalista nie został nagrodzony w ten sposób. Tamtego dnia, z areny sportowej, poszedł w świat jeden z bardziej doniosłych sygnałów mówiących, że ukraiński naród jest niezłomny. W Stambule także triumfowała ta rezolutna 21-latka z Dniepra, która w dorobku ma już także brązowy medal z ostatnich igrzysk olimpijskich w Tokio, a nadto dwa tytułu wicemistrzyni świata. Nad Bosforem jednak szczególnych doznać doświadczyła koleżanka ze skromnej, 10-osobowej reprezentacji, Kateryna Tabasznyk. Dla 28-latki to największy sukces w dotychczasowej karierze. Wcześniej startowała w wieloboju, a już wiele lat temu zaczęła specjalizować się właśnie w skoku wzwyż. Jednak dotąd, poza tytułem mistrzyni Europy juniorów z 2013 roku, nie sięgnęła po żaden medal dużej międzynarodowej imprezy w stawce seniorów. W Atakoy Atletizm Salonu Tabasznyk nie skakała na poziomie rekordu życiowego (1.99 m), a brąz zapewniła jej wysokość 1.94 m. Nic dziwnego, że w strefie mieszanej ukraińskiej lekkoatletce bardzo trudno było powstrzymać emocje. A te, w przypadku sportowców z Ukrainy, są od przeszło roku przeogromne. Uczucia radości i sportowego spełnienia nieustannie mieszają się z ciągłym stresem, strachem oraz bólem. - Musimy bronić kraju i my go bronimy, naszych ludzi. Dla mnie to bardzo ważne, by pokazać, że nasza Ukraina jest żywa, a jej obywatele są bardzo mocni. To naprawdę trudne, by zabić nas podczas tej wojny w każdym wymiarze - wyznała Tabasznyk, której w rozmowie pomagała menedżerka reprezentacji Ukrainy. Kateryna Tabasznyk: Mój 8-letni bratanek też mógł umrzeć, został poważnie raniony Tabasznyk osobiście okrucieństwo wojny odczuła najmocniej, jak tylko można. Nigdy już bowiem nie przytuli się do swojej mamy... - Mam w związku z tą wojną własną, bardzo osobistą historię, dla mnie oraz całej mojej rodziny. W poprzednim roku zabita została moja mama, a wcześniej mój 8-letni bratanek został raniony odłamkiem pocisku. Po tej tragedii chciałam chwycić za broń, wcielić się do armii i zabić wszystkich Rosjan, ponieważ nie mogłam wybaczyć im tego, co stało się z tym małym chłopcem. Kochane dziecko mogło umrzeć, ale na szczęście udało się uratować jego życie - wyjawiła sportsmenka. - Natomiast mama przed śmiercią pozostała w Charkowie, chcąc pomóc mojemu bratu i całej rodzinie. Opiekowała się mym bratankiem, lecz niestety sama została zabita przez rosyjską rakietę - dodała Tabasznyk. Traumatyczne doświadczenia nie wpędziły w depresję 28-latki, potrafiła się zmobilizować i pozostać przy sporcie. Takie chwile, jak ta w niedzielne przedpołudnie, dają jej dodatkową siłę, by nie podłamać się mentalnie. Poza tym wywalczonemu medalowi nadała specjalną dedykację. - Pomimo tej strasznej historii, staram się być bardzo silna. Dlatego zdołałam dobrze przygotować się do sezonu. Jeśli wcześniej widzieliście zawody w Bańskiej Bystrzycy, to wiecie, jak dobrą formę udało mi się zbudować. Dzisiaj, tym medalem, spełniłam swoje marzenie. Jest brąz, niewiele zabrakło do srebra, ale i tak jestem szczęśliwa. Ten medal dedykuję całej Ukrainie - ogłosiła Tabasznyk. Kilka lat temu zawodniczka przechodziła przez poważny zakręt w karierze. 28 marca 2019 roku w Antalyi uzyskała pozytywny wynik testu na obecność hydrochlorotiazydu. Konsekwencją była decyzja ze stycznia następnego roku, gdy została ukarana przez Athletics Integrity Unit dyskwalifikacją na 19 miesięcy, która swój bieg zaczęła od 28 marca 2019 roku. Artur Gac ze Stambułu