Przypomnijmy, Semenya czeka na wyrok Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie (CAS), który ma dać odpowiedź, czy przepisy wprowadzone przez Międzynarodową Federację Lekkoatletyczną (IAAF) powinny obowiązywać. Pierwotnie powinny one wejść w życie w listopadzie ubiegłego roku, potem ten termin przesunięto na 26 marca. CAS ciągle jednak nie wydał żadnego orzeczenia. O co chodzi w nowych przepisach? O to, że jeśli lekkoatletki z podwyższonym poziomem naturalnego testosteronu, a także "różnicami w budowie ciała" zamierzają startować w biegach na 400 m, 400 m przez płotki, 800 m, 1500 m i jedną milę, powinny zastosować terapię hormonalną, aby obniżyć poziom testosteronu we krwi do poziomu 5 nanomoli na litr. I to co najmniej pół roku przed zawodami. Lekkoatletka z RPA, która ma na koncie trzy tytuły mistrzyni świata w biegu na 800 metrów (w latach 2009, 2011, 2017), a także złoto i srebro olimpijskie, wydała za pośrednictwem swoich adwokatów specjalny komunikat, w którym czytamy, że "nie ma wątpliwości co do tego, że jest kobietą, że urodziła się kobietą, tak została wychowana, tak żyje i jako kobieta startuje w zawodach sportowych. Dlatego nie chce przechodzić żadnych zabiegów medycznych, ani stosować żadnych kuracji, aby zmienić to, kim jest od momentu urodzenia". Chce tylko "normalnie rywalizować z innymi" - pisze Semenya. Rada Praw Człowieka ONZ też wydała ostatnio specjalne oświadczenie, sprzeciwiając się rozgraniczaniu płci sportowca na podstawie poziomu testosteronu. "Zmuszanie lub nakłanianie kobiet i dziewcząt do niepotrzebnych, upokarzających i bolesnych czynności medycznych, aby mogły one startować w zawodach kobiet, narusza prawa człowieka do niezależności i autonomii ciała" - napisano. RP