Zaczęło się na mistrzostwach świata w Berlinie. W 2009 roku. Caster Semenya miała wtedy 18 lat, chwilę wcześniej nikt jej prawie mnie znał, ale na 800 metrów nikt też nie potrafił jej powstrzymać. To był szok. Złoty medal ze znakomitym czasem 1.55,45. Kolejna zawodniczka miała prawie dwie sekundy straty. Przepaść. Od razu pojawiły się wątpliwości części obserwatorów, dotyczące "męskiej budowy ciała" zawodniczki z południowej Afryki. Aby nie odpowiadać na kłopotliwe pytania, Caster nie pojawiła się wówczas na konferencji prasowej po zwycięstwie. Władze Międzynarodowej Federacji Lekkiej Atletyki (IAAF) też miały wątpliwości, dlatego został zlecony test, mający je rozwiać. Z zasadniczym pytaniem - jest Semenya kobietą czy nie? Jego wyniki nie zostały jest nigdy podane do publicznej wiadomości. Z przecieków wynikało jedynie, że zawodnika ma w naturalny sposób podwyższony poziom testosteronu. - Bóg mnie taką stworzył, i akceptuję się taką, jaką jestem - mówiła Caster. Po chwilowym zawieszeniu, w 2010 roku mogła ponownie wystartować w oficjalnych zawodach IAAF. Ro później, w maju 2011 federacja lekkoatletyczna zdecydowała jednak, że górny poziom testosteronu dla lekkoatletek zostanie ustalony na 10 nanomoli na litr krwi. Wtedy też podniosły się głosy wsparcia dla zawodniczki - że to zamach na prawa człowieka albo jeszcze na jej życie osobiste. Do dzisiaj nie wiadomo, czy Caster Semenya przeszła terapię hormonalną, ale zdobyła kolejne złoto na mistrzostwach świata z wynikiem o niemal sekundę gorszym niż wcześniej - 1.56,35. Na igrzyskach w Londynie, gdzie była chorążym ekipy RPA była wprawdzie druga, ale potem... wywalczyła złoto, po dyskwalifikacji Rosjanki Sawinowej. W Rio, cztery lata później, znowu była najszybsza. W kwietniu 2018 IAAF zapowiedział nowe, ostrzejsze zasady przy określaniu dopuszczalnego poziomu testosteronu i to na dystansach, w których rywalizowała Semenya - od 400 metrów do jednej mili. Batalia prawna zaczęła się na dobre, bo prawnicy lekkoatletki założyli sprawę w Trybunale Arbitrażowym ds. Sportu (CAS). - Chcę tylko normalnie biegać, tak jak się urodziłam - mówiła zawodniczka. - To niesprawiedliwe, jak mi mówią, że muszę się zmienić. Jestem kobietą. W maju tego roku zapadła jednak decyzja CAS, niekorzystna dla Semenyi, która natychmiast złożyła odwołanie do szwajcarskiego sądu federalnego, który "tymczasowo" zawiesił nowe zasady wprowadzone przez IAAF. W praktyce oznacza to, że Caster nie będzie mogła wystąpić na MŚ w Dausze, na przełomie września i października. - Jestem bardzo rozczarowana tym, że nie będę mogła bronić z trudem wywalczonego tytułu, ale to mnie nie powstrzyma w walce o respektowanie praw wszystkich sportowców - oświadczyła Semenya w specjalnym komunikacie. A zatem batalia się jeszcze nie skończyła. I meta wcale nie wydaje się blisko. RP