Każda nieprzekroczona jeszcze granica wydaje się stanowić mur, którego nie sposób zburzyć i przejść na drugą stronę. W ewoluującym sporcie stwierdzenie, że coś jest granicą, w rzeczywistości przybiera jedynie formę opinii. Każdy rekord kiedyś stanowił barierę dla ludzkiego organizmu i wyobraźni. Kiedy przed 1954 rokiem przyglądano się możliwościom pokonania jednej mili biegiem w czasie krótszym niż cztery minuty, fizjolodzy ostrzegali, że wytrenowanie organizmu do tego stopnia jest nawet nie tyle niemożliwe, ile niebezpieczne dla zdrowia. 6 maja ich teorię obalił student medycyny i przyszły neurolog - Roger Bannister. 25-latek 6 maja 1954 roku triumfował w wielkim stylu. Na Iffley Road w Oksfordzie wyśrubował czas 3:59,4 i otworzył nowy rozdział w historii lekkoatletyki. Chociaż sam rekord nie przetrwał długo, bo zaledwie 46 dni, wydarzenie przeszło do historii sportu i było nawet porównywane do zdobycia Everestu. 66 lat temu warunki wcale nie należały do idealnych, mając na uwadze myśl o biciu rekordów, z których duma miałaby rozpierać Brytyjczyków. Prasa relacjonowała o zimnie i silnym wietrze, a także o wichurach, które doskwierały mieszkańcom kraju. Mimo to wyścig był szybki i agresywny. Publiczność wiwatowała coraz głośniej, a tłum urzędniczych gapiów przy torze, baczniej i baczniej przyglądał się zaciętej rywalizacji. Na ostatniej prostej Bannister nie dał za wygraną. Czuł, że wyśmienity wynik za chwilę może być podpisany jego nazwiskiem, dlatego wydłużył krok i jako pierwszy przekroczył linię mety. Podobno wcale nie wyglądał na zmęczonego, ale trudno wierzyć w słowa dziennikarzy. Rekord musiał boleć. Występ przyniósł też osobisty rekord dla Christophera Chataway’a, który jeszcze tego samego roku przywiózł z mistrzostw Europy srebrny krążek zdobyty w biegu na dystansie 5000 metrów.