Diack przyznał, że wstrzymał podjęcie wspomnianych działań w latach 2011-13. Przekonywał jednak, że nie starał się wcale chronić sportowców uwikłanych w aferę, których część uczestniczyła później w igrzyskach w Londynie. Twierdził, że chodziło o to, aby sprawa nie została upubliczniona od razu, z uwagi na umowę ze sponsorem i mistrzostwa świata, które w 2013 roku odbyły się w Moskwie. "To wywołałoby skandal" - zaznaczył. Podejrzany o korupcję i tuszowanie afer dopingowych działacz, który przez wiele lat kierował IAAF (jego odpowiednikiem obecnie jest World Athletics), wciąż nie przyznaje się do winy. "Wstrzymanie kary nie powstrzymało nas od dyskretnej pracy w tej sprawie. Kto zdecydował o rozszerzeniu sankcji? Ja. Wszyscy mówili, że podjąłem ryzyko i jestem odważny. W tamtym czasie byliśmy w trudnej pod względem finansowym sytuacji. Moim obowiązkiem było upewnienie się, że IAAF to przetrwa. Umowa z rosyjskim bankiem była koniecznością. Z tego powodu byłem gotowy na kompromis" - argumentował.