Finałowy konkurs rzutu młotem był naprawdę ciekawym widowiskiem. Zawodnicy często się przerzucali, a do tego była dramaturgia, bo zawody rozstrzygnęły się pod koniec ostatniej serii. Po raz kolejny najlepszy okazał się Wojciech Nowicki, który wygrywał też w 2018 i 2022 roku. Tym razem nasz mistrz zwycięstwo wyszarpał ostatnim rzutem, posyłając młot na odległość 80,95 m. To koniec. Polska gwiazda wraca do kraju. "W trosce o zdrowie zawodniczki" Drugi był Węgier Bence Halasz - 80,49 m, a trzeci Ukrainiec Mychajło Kochan - 80,18 m. Paweł Fajdek ukończył rywalizację na szóstej pozycji - 77,50 m. Tomasz Kalemba, Interia: Ten ostatni rzut to była prawdziwa petarda. Wojciech Nowicki: - Po tym rzucie śmiałem się, że chyba Bence mnie znienawidzi. Już wydawało się, że wygra, a tymczasem znowu go przerzuciłem. To już trzecie takie zawody, bo ostatnio było tak w Budapeszcie, a wcześniej w Monachium. Jego trener tylko pokiwał głową do mojej trenerki. Fajnie, że się zebrałem na ostatni rzut. To był dla mnie dobry sprawdzian treningowy. Mam nadzieję, że jak w Paryżu będzie forma, to będzie jeszcze lepiej. Można wrócić jeszcze do rywalizacji w Katarze, gdzie złożyliście protest. Wtedy nie odebrali Halaszowi medalu, ale za to ciebie dołożyli na podium. Teraz też Polska składała protest po tym najdłuższym rzucie Węgra, bo zahaczył stopą o koło. - Naprawdę? Rzeczywiście było widać, że był na granicy. Mnie jednak zależało, żeby rzucać swoje. Piszesz historię, bo właśnie zostałeś najbardziej utytułowanym zawodnikiem w historii mistrzostw Europy w rzucie młotem, a mówisz, że rzucałeś treningowo. - I nie kłamię, bo tak potraktowaliśmy ten start. Chcieliśmy zobaczyć, na jakim etapie jesteśmy i jak to wygląda technicznie na tle silnych rywali. Nie spodziewałem się zatem takiego wyniku. Nie sądziłem, że będzie prawie 81 metrów. Fajnie, że powalczyłem. To był naprawdę ciekawy konkurs. - Świetny! Uwielbiam takie zawody, kiedy jest walka do samego końca. Przyznam bez bicia, że mnie to zmobilizowało. Nawet jak Misza przerzucił mnie o cztery centymetry, to śmiałem się i gratulowałem mu, bo takie sytuacje mobilizują. Wygląda na to, że na dużym luzie startowałeś w tym konkursie? - Nie powiem, że na luzie, bo się mobilizowałem. Usztywniłem się tylko w trzeciej kolejce, kiedy się poślizgnąłem. Ten ostatni rzut był jednak w miarę spoko, choć jeszcze nie ma tego wyciągnięcia, ale też nie ma takiej szybkości, żeby trafić porządnie. Mam nadzieję, że to przyjdzie. Wierzyłem w miejsce na podium, ale nie spodziewałem się, że wygram. Dwa treningi zaliczone i można jechać do domu. Zaraz ktoś cię weźmie na badania, bo układ nerwowy trzeba mieć ze stali. - Nie wiem. Może po prostu urodziłem się z takimi predyspozycjami. Skupiałem się tylko na tym, co mam robić. Podobała mi się ta walka do końca. Tego potrzebowałem. W Rzymie - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport