Natalia Bukowiecka zdominowała miniony rok w polskiej lekkoatletyce. Choć ostrzyliśmy sobie zęby na więcej, to ona jako jedyna w swojej dyscyplinie wróciła z igrzysk olimpijskich w Paryżu z medalem, z dumą zawieszając na szyi brązowy krążek wywalczony w biegu na 400 metrów. Także ona dopisała do swojego bogatego dorobku złoto mistrzostw Europy, w dodatku robiąc to w kapitalnym stylu, bijąc równocześnie rekord Polski, ustanowiony jeszcze przez Irenę Szewińską. Przyznanie jej tytułu najlepszej lekkoatletki w kraju było więc formalnością. Ogromne zainteresowanie, jakie zaczęła skupiać wokół siebie gwiazda, przeniosło się na wszystkie aspekty jej życia, nie tylko te sportowe. Niemałym echem odbił się jej ślub z Konradem Bukowieckim, o którym mówiło się jeszcze długo po samej ceremonii. Między innymi dlatego, że biegaczka, tak jak zresztą zapowiadała na wiele miesięcy przed samą uroczystością, zdecydowała się zmienić nazwisko z Kaczmarek na Bukowiecka. A to wywołało nie tylko obawy, np. o pozycję marketingową gwiazdy, ale i falę komentarzy wśród kibiców. Nieraz negatywnych. Burza o nazwisko polskiej gwiazdy. Nie wytrzymała. "To moja sprawa" W końcu lekkoatletka nie wytrzymała. - Trochę nie rozumiem tych pytań. To jest dla mnie dziwne, dlaczego ludzie się tym interesują. Może nawet nie chodzi o same pytania, ale komentarze, że zrobiłam źle - nie ukrywała zdenerwowania w rozmowie z WP Sportowymi Faktami. Polka przebywa teraz w Republice Południowej Afryki, gdzie szykuje się do występów w ramach sezonu zimowego. Jej występ na Halowych Mistrzostwach Europy i Halowych Mistrzostwach Świata stoi jeszcze jednak pod znakiem zapytania. - Chciałabym wystartować na HME w Apeldoorn, taki mamy z trenerem plan, ale zobaczymy, czy się uda. Myślę, że odpuszczę HMŚ w Nankinie. Chiny to jednak bardzo daleko, a potem i tak w tym kraju mamy już w maju mistrzostwa świata sztafet. A konkurencja nie śpi, tam musimy być gotowe na bardzo szybkie bieganie - przyznaje biegaczka w rozmowie z WP Sportowe Fakty.