Wynik Norberta Kobielskiego to fantastyczna wiadomość dla wszystkich fanów lekkoatletyki. Zwłaszcza, że czekamy na sukcesy w skoku wzwyż, a takie jeszcze kilka lat temu osiągali choćby Sylwester Bednarek czy Kamila Lićwinko. Teraz jest Kobielski, będzie wkrótce wśród pań już oficjalnie Maria Żodzik, można liczyć na spore wysokości. I być może nawet medale. Kapitalny rekord życiowy na koniec poprzedniego sezonu. Tylko wyostrzył apetyty Kobielski pokazał się ze znakomitej strony już w poprzednim sezonie. W Budapeszcie w eliminacjach "pofrunął" 2.28 m, to dało mu miejsce w wielkim finale. W nim świata nie podbił, poprzeczka na 2.29 jednak trzy razy spadła, choć wiele nie brakowało do zaliczenia. Zajął dziesiąte miejsce, nie rozpaczał. - Wydaje mi się, że to jest dopiero początek mojej drogi. Teraz chyba tak naprawdę zaczynam prawdziwą przygodę ze sportem - mówił wtedy red. Tomaszowi Kalembie z Interii. I zapowiedział, że... nie zakończy kariery, dopóki nie pokona 2.30 m. Wszystko potoczyło się szybko - już w połowie września Kobielski znalazł się w Eugene, tam zaplanowano finał Diamentowej Ligi. Polak nie miał w nim miejsca, ale po licznych wycofaniach gigantów skoczni, znalazł się w stawce. I na tej samej skoczni, na 14 miesięcy wcześniej doznał w eliminacjach mistrzostw świata złamana kości śródstopia, co zatrzymało jego karierę na kilka miesięcy, uzyskał 2.33 m. Rekord kariery i minimum olimpijskie, zarazem zwycięstwo nad wicemistrzem świata JuVaughnem Harrisonem. Mógł więc spokojnie przygotowywać się do kluczowego kolejnego sezonu letniego. Pierwszy start w sezonie Norberta Kobielskiego i... wyrównanie najlepszego wyniku w Europie W hali Kobielski prezentował się przeciętnie, choć w mistrzostwach świata w Glasgow zajął siódmą lokatę. Ostatnie tygodnie spędził na południu Turcji, tam szlifował formę na trzy majowe starty, ale docelowo - mistrzostwa Europy. "Od 8 dni trenujemy w sportowym raju, gdzie ma się wrażenie jakby trening i wyniki robiły się same, wiec przesuwamy granice na ile się da" - pisał w swoich mediach społecznościowych pod koniec kwietnia. Z Belek Kobielski poleciał do Niemiec - w Rehlingen wystąpił w cenionym mityngu 59. Internationales Pfingstsportfest, choć... przywitała o paskudna pogoda. Z powodu burzy, wiatru i deszczu rywalizacja została przesunięta, ale przynajmniej jej nie odwołano. A to zawody mające kategorię World Athletics Continental Tour - Silver, czyli całkiem wysoką. w przypadku skoczków wzwyż od pogody wiele zależy, Polakowi na Bungerstadionie warunki jednak aż tak nie przeszkadzały. Kolejne wysokości pokonywał w pierwszych próbach, strącił dopiero na 2.22 m. Poprawił się jednak, został w konkursie razem z Niemcem Jonasem Wagnerem. Tyle że 2.26 Polak już skoczył za pierwszym razem, a rywal - nie. Z kolei 2.30 m już się nie udało zaliczyć. 2.26 m to i tak do niedzieli był najlepszy na razie wynik w Europie, tyle skoczyli jeszcze Bułgar Tihomir Iwanow i Bułgar Ołeh Doroszczuk. A na rezultat Polaka zareagował Ukrainiec Władysław Ławskij - w Łucku uzyskał tego samego dnia 2.29 m. Stawce światowej przewodzi z kolei Harrison (2.34 m). Kobielski skomentował to na swoim Instagramie: - Otwarcie sezonu, 2.26 to pierwszy wynik w Europie. Pogoda niezbyt dopisała, ale wszystko zaliczone właściwie w pierwszych próbach. I 2.30 też było dość blisko. Teraz w niedzielę start w Opolu, lubię tę skocznię, wygrywałem trzy razy z rzędu. Chciałbym dołożyć czwarty triumf i wynik powyżej 2.30 m - zapowiedział. Później zaś powalczy z czołowymi skoczkami świata w Ostrawie - 28 maja.