Bukowiecki został w cieniu mistrza. A Polak i tak wciąż z rekordem DME
Konkurs kulomiotów zaczynał ostatni dzień zmagań w drużynowych mistrzostwach Europy w Madrycie. Dla nasz szczególnie istotny, bo przecież Biało-Czerwoni walczą o podium, a Konrad Bukowiecki były tu jednym z głównych trzech kandydatów do... zajęcia drugiego miejsca. A to za sprawą występu mistrza Europy i lidera światowych tabel Leonardo Fabbriego. Niespodzianki nie było, Włoch wygrał z wynikiem 21.68 m, nie pobił jednak rekordu DME Michała Haratyka sprzed sześciu lat. Bukowiecki zajął trzecie miejsce.

Zdecydowane pierwsze miejsce Włoch, drugie Niemcy już ze sporą stratą, a za tą drużyną cztery kolejne bardzo blisko siebie: Polska, Holandia, Wielka Brytania i Hiszpania. Tak to wyglądało po 25 z 37 konkurencji.
Dlatego tak istotna jest każda zdobycz. A w pchnięciu kulą, konkurencji zaczynającej niedzielne zmagania w upalnym Madrycie, mogliśmy liczyć na sporo. A szczególnie na uzyskanie znacznej przewagi nad Hiszpanią czy Holandią, ale też odrobienie strat do Niemiec.
Poza zasięgiem wszystkich wydawał się być Leonardo Fabbri, mistrz Europy z Rzymu, posiadacz najlepszego wyniku w tym roku na świecie. Tyle że i jemu zdarzają się słabsze momenty, pamiętamy przecież halowe mistrzostwa Europy w Apeldoorn, gdy - podobnie jak Bukowiecki - zawalił eliminacje. I zabrakło go w finale.
A później było trzech zawodników mogących w każdej chwili uzyskać wynik w granicach 21 metrów: Polak, Szwed Wictor Petersson i Brytyjczyk Scott Lincoln.
Spokojna pierwsza próba Konrada Bukowieckiego. Polak "załatwił" sobie spokój. Mimo dość kiepskiego wyniku
Przed Polakiem w kole pojawił się Szwed - Petersson jest wicemistrzem kontynentu z hali, niespełna cztery miesiące temu osiągnął ten sukces w Holandii. Posłał kulę daleko, tuż za 21. metr, ale sędziowie uznali, że nadepnął na obręcz.
Polak zaś tego błędu nie popełnił, zaczął spokojnie. Trochę też kula mu uciekła, ale chciał po prostu uzyskać wynik ponad 19-metrowy, co w przeciętnej stawce zapewniłoby zapewne miejsce w najlepszej ósemce. I to zrobił - 19.60 m dało prowadzenie. Lincoln też zepsuł rzut, a Fabbri posłał kulę na 20.88 m. To on po pierwszej kolejce prowadził, Polak był drugi. Gdyby tak zakończyli, bralibyśmy to w ciemno.

W drugiej kolejce Petersson znów nadepnął na obręcz koła, Polak z kolei rzucił za płasko, nie był zadowolony. Ale poprawił się na 20.01 m - to już coś.
W trzeciej kolejce było już 20.55 m, choć wydawało się, że kula spadła bliżej 21. metra. - Nie trafił w ogóle w kulę, jeszcze poszła w prawo. Ale jaką on ma moc, ten Konrad! - komentował w TVP Sport Sebastian Chmara, prezes PZLA.
Poza zasięgiem wszystkich był Fabbri, Włoch cztery razy posyłał kulę na ponad 21 metrów. W drugiej kolejce uzyskał 21.49 m - to o 34 cm mniej niż rekord imprezy, ustanowiony sześć lat temu przez Michała Haratyka. A później poprawił się na 21.68.
Polaka wyprzedził jeszcze Petersson, który wyratował się w trzeciej serii i wskoczył do ósemki. A w piątym pchnięciu powtórzy to co w pierwszym, ale tym razem nie zahaczył o obręcz. I do rankingu zapisano mu 21.10 m.
A Polak zaskoczył po starcie, gdy stanął przed kamerą do rozmowy z Michałem Chmielewskim z TVP Sport. - Był to mój 250 start jako senior z kulą, 179 konkurs z wynikiem powyżej 20 metrów i chyba 109 wynik w karierze, musiałbym sprawdzić - powiedział.
