"Biało-czerwoni" zajęli sąsiednie lokaty, Haratyk został sklasyfikowany na 9., a Bukowiecki na 10. miejscu. To oznaczało, że obaj pożegnali się z konkursem przed finałową rozgrywką, nie wchodząc do czołowej ósemki. Konrad Bukowiecki ostrzej ze sobą "pojechał" Sfrustrowany był przede wszystkim Bukowiecki, który szybko zastrzegł, że będzie starał się trzymać nerwy na wodzy, żeby nie rzucić słowami powszechnie uznawanymi za wulgarne. Polak przyznał, że wyniki najgroźniejszych rywali były imponujące, ale w tym nie szukał żadnego pocieszenia. - Oczywiście, że sam mogłem zrobić więcej. A nie zrobiłem praktycznie nic, jeśli chodzi o moje możliwości, bo 20.79 m to nie jest wynik, który by mnie w jakimkolwiek stopniu zadowalał. Zważywszy na to, w jakiej jestem formie i jak daleko pchałem w tym sezonie - irytował się Bukowiecki, który do mistrzostw przystępował z najlepszym wynikiem w sezonie 21.91 m. - Mogę mieć pretensje tylko do siebie, bo wiem, że gdybym dziś trafił kulę, to poleciałaby bardzo daleko. Niestety nie byłem w stanie pokazać najlepszej w życiu formy, dlatego jest mi bardzo smutno, przykro i źle - nie mógł odżałować multimedalista mistrzostw Europy. W końcu jednak Bukowiecki upuścił z siebie trochę więcej emocji, gdy padło pytanie o koło, czy mogło trochę utrudnić mu optymalne pchnięcia. - Faktycznie było trochę inne niż zazwyczaj, ale nie doszukujmy się dziwnych tłumaczeń na mój beznadziejny wynik. Po prostu ja dałem, za przeproszeniem, d*** - ostro skwitował Bukowiecki. Trudno dziwić się frustracji 25-latka tym bardziej, że czuł formę i wydawało się, że zbudował się mentalnie. Sama ukochana kulomiota Natalia Kaczmarek przyznała, że ostatnie wyniki pozytywnie wpłynęły na jego psychikę. - Szczerze mówiąc fakt, że dzisiaj poszło mi jak poszło, pokazuje, że z moją psychiką raczej nie jest za dobrze. Gdyby było w porządku, to po prostu bym pchał daleko. Tymczasem kula mi uciekała i nie potrafiłem zrobić tego, co chciałem, a efekt widzimy - kręcił głową Bukowiecki. Poziom kosmiczny, Haratykowi zostało rzeźbienie Nadziei na duży wynik nie miał za to Haratyk, zdając sobie sprawę z trwającej od miesięcy (nie)dyspozycji. Toteż z większym spokojem przyjął 9. lokatę, choć również był dla siebie krytyczny, kończąc konkurs z wynikiem 20.88 m. - Wiedziałem, jak pchałem w tym roku, że niemal wszystkie konkursy, poza jednym, były nieudane. I sądziłem, że moje najlepsze 21.07 m z tego roku tutaj też nic mi nie da. Miałem tego świadomość, dlatego w pierwszej próbie chciałem zacząć bardzo mocno. I wszystko było fajnie, tylko... nie utrzymałem. Mogło być z 21.10 m, ale nie wiem, czy dzisiaj byłbym w stanie dużo więcej wyrzeźbić, zwłaszcza że poziom jest kosmiczny - przyznał z uznaniem 29-latek. Niewielkim pocieszeniem dla Haratyka był fakt, że w gruncie rzeczy to jego najlepsze miejsce w halowych mistrzostwach świata. - Jednak tak naprawdę nadal nie wiem na co mnie stać, bo w tym roku nie poczułem żadnego dobrego pchnięcia. Wszystko jest takie dziwne, zresztą już cały zeszły sezon taki był... Trudno mi poczuć tę potrzebną moc - analizował na gorąco Haratyk. Pewnym optymizmem powiało, gdy 9. zawodnik belgradzkiego konkursu stwierdził, że sytuacja może odwrócić się w mgnieniu oka. - Gdzieś zagubiłem technikę, a z nią tak jest, że jeśli nie odnajdzie się swojego rytmu, to nic nie wychodzi. A powraca to w jeden dzień, podczas jednego treningu. Potrzeba tak naprawdę jednego pchnięcia, tylko właśnie trzeba je trafić - podkreślił Haratyk. Artur Gac z Belgradu