Bukowiecki przetarł szmatką buty. A później kosmos. Drugi stracił 264 cm
Osiem dni temu w Bydgoszczy Konrad Bukowiecki po raz pierwszy od lutego zbliżył się do granicy 21 metrów. A chwilę później w Pradze wreszcie ją przekroczył. W sobotę na Dolnym Śląsku ta sztuka się nie udała, ale w trzeciej kolejce były mistrz Europy pchnął na odległość 20,79 m, co przy siąpiącym deszczu i w mokrym kole było dużą sztuką. Drugiego zawodnika w Memoriale Pułkownika Wiesława Kiryka w Oleśnicy pokonał o... 264 centymetry!

Aż do końca halowych mistrzostw Polski, które w Toruniu odbyły się w drugiej połowie lutego, wszystko w wynikach Konrada Bukowieckiego układało się w zgrabną całość. Wreszcie zdrowy zaczął regularnie pchać ponad 20 metrów, na początku lutego było już 20.95 m w Orlen Cup w Łodzi, a w Toruniu - 21.32 m.
Ten rezultat z mistrzostw Polski sprawił, że kibice zaczęli postrzegać 28-latka jako kandydata do medalu mistrzostw Europy, ale też do miejsca w czołówce w halowych mistrzostwach świata. Starty w Apeldoorn i Nankinie kompletnie jednak Konradowi nie wyszły, bardziej chyba w sferze mentalnej niż sportowej.
Ostatnie dni pokazują, że wszystko znów zaczyna wracać do normy. I być może wkrótce każdy kolejny start owocować będzie wynikami ponad 21-metrowymi, co oznaczać będzie też powrót do elity. A to nastąpi, gdy Polak... znajdzie się wśród uczestników konkursu w Diamentowej Lidze.
Najlepsi kulomioci świata w Rzymie, a Konrad Bukowiecki w Oleśnicy. Powrót do elity jest kwestią czasu
W piątek w Rzymie w Diamentowej Lidze wystąpiło 10 kulomiotów, dziewięciu z nich pchało już w tym sezonie ponad 21.50 m. Tym razem tylko Rumun Andrei Toader (20.67 m) i Amerykanin Roger Steen (20.30) odstawali nieco od reszty - pozostała ósemka uzyskała wyniki ponad 21.30 m. A wygrał Nowozelandczyk Tom Walsh (21.89 m). Przy czym nikt dotąd, od początku roku, nie uzyskała wyniki ponad 22-metrowego.
Doszliśmy do takich absurdów, że jak ktoś nie pchnął 22 metrów, to ludzie mówią, że jest słabo. A to przecież fenomenalny wynik. Żyjemy w takich czasach, że kilkanaście osób pcha po 22 metry. Dla widowni to jest dobrze, ale dla mnie - jako zawodnika - to jest źle, bo trudniej jest się przebić.
- W tym sezonie jest jednak dobrze i cieszę się z tego, jak jest. Jestem zdrowy i to jest najważniejsze, a jak jestem zdrowy, to potrafię pchać daleko - mówił Bukowiecki kilka dni temu red. Tomaszowi Kalembie z Interii.
On sam niedawno miał już dwa udane konkursy - w Bydgoszczy posłał kulę na 20.83 m, a w Pradze - na 21.07 m.
Dziś 28-latek ze Szczytna pojawił się w Oleśnicy - tam odbywał się 6. Memoriał Pułkownika Wiesława Kiryka, Bukowiecki był na Dolnym Śląsku największą gwiazdą. Przy czym ciężko było oczekiwać jakichś wyjątkowych wyników, jak i niemal w całej Polsce, tak i w Oleśnicy padało. A przynajmniej było mokro, w przerwach na opady.
Bukowiecki pojawiał się więc w kole ze swoją szmatką, przecierał buty, by nie ślizgały się podczas prób. Pierwsze dwie były poniżej 20 metrów, ale w trzeciej posłał kulę już na 20.79 m. W tych warunkach był to wynik doskonały. Bez okazywania większej radości mistrz Polski skonsultował pchnięcie ze swoim ojcem i zarazem trenerem Ireneuszem.

A później jeszcze raz przekroczył 20 metrów (20.05) - i pewnie wygrał całe zawody. Fenomenem jest jednak różnica, jaką pokonał drugiego w stawce Piotra Goździewicza. Zawodnik AZS AWF Warszawa uzyskał 18.15 m, czyli... 264 centymetry mniej od zwycięzcy. A trzeci Wojciech Marok skończył konkurs z wynikiem 17.31 m.
