Nieobecność gwiazd w reprezentacji nie przerwała medalowych łowów w konkurencji, która od lat jest już polską specjalnością. "Biało-Czerwone" nie schodzą z podium od 2015 roku. Znów wielkim zmysłem taktycznym błysnął trener "Aniołków" Aleksander Matusiński, wybierając niezwykle trafną taktykę układając kolejność zmian. - Chyba został bardziej rzucony na głęboką wodę niż my - roześmiała się Anna Pałys. "Złapałam się tej myśli jak dzika, po prostu jechałam za nią twardo" - Ale myślę, że świetnie ustawił nas taktycznie - od razu zaznaczyła Kiełbasińska (czas 51.39). - Trener przewidział, że musimy trochę zaskoczyć rywalki, choć z reguły robi się to trochę inaczej. A tu założył, że musimy wystawić dwa sprinterskie typy na przód, żeby zrobić przewagę, aby dziewczyny mogły biec raczej gładko, jak po sznurku, unikając przepychanek i chaosu. Dzięki temu każda z nas mogła się rozwinąć najlepiej jak potrafi i na bieżni potwierdziłyśmy słuszność jego taktyki. Pałeczkę od liderki przejęła Marika Popowicz-Drapała, dla której był to dopiero drugi w karierze bieg na 400 m. Decyzja w przypadku 34-latki okazała się być strzałem w dziesiątkę. - Boże, ja niczego nie pamiętam - zareagowała nasza weteranka, zapytana o odczucia, wszak tuż przed przekazaniem zmiany niemal zrównała się z prowadzącą Holenderką. - Ja po prostu skupiłam się na tym, że mam się jej trzymać. I złapałam się tej myśli jak dzika, po prostu jechałam za nią twardo, żeby zrealizować swoje zadanie. Wiem, że to może dziwnie brzmi, ale drugi raz w życiu biegłam ten dystans, dlatego dla mnie dużo działo się w trakcie. Jesteśmy bardzo szczęśliwe, że to zrobiłyśmy - cieszyła się Popowicz-Drapała (czas 51.65). Kiełbasińska: Nie udało się, tylko napracowałyśmy się Na trzeciej zmianie też konkretne zadanie do wykonania miała Alicja Wrona-Kutrzepa. Spośród wszystkich Polek zanotowała najsłabszy czas (53.42), ale podołała wyzwaniu, utrzymując zespół na medalowej pozycji. - Starałam się wykonać swoje zadanie, czyli też trzymać się jak najbardziej Holenderki. Dałam z siebie wszystko, sto procent, tylko tyle i aż tyle mogłam zrobić - nie kryła zadowolenia zawodniczka AZS UMCS Lublin. Ostatni akord odegrała wspomniana już Anna Pałys, zaraz za metą wpadając w objęcia spieszącej z gratulacjami Kiełbasińskiej. - Miałam już dosyć łatwe zadanie, bo dziewczyny wypracowały mi ogromną przewagę. Trzeba było ją tylko utrzymać, starałam się jak mogłam. Miałam nadzieję, że na końcu powalczę o drugie miejsce, ale nogi niestety nie pozwoliły. Udało się, naprawdę się cieszymy - powiedziała Pałys. Wtedy Kiełbasińska, z koleżeńską życzliwością, weszła jej w słowo. - Nie udało się, tylko napracowałyśmy się - podkreśliła i obie serdecznie się uściskały. Artur Gac ze Stambułu