W eliminacjach biegu na 1500 metrów w lekkoatletycznych mistrzostwach Europy w Rzymie wystąpiło trzech naszych zawodników: Filip Rak. Maciej Wyderka i Filip Ostrowski. Żaden nie awansował do finału. Najbardziej z tego grona liczyliśmy na Raka, który na co dzień trenuje ze Zbigniewem Królem. 21-latek po tym, jak błysnął w Chorzowie w połowie maja, zgasł. Najgorsze ME dla Polaków od dawna? Na koniec wypuszczamy "torpedę" Filip Rak: organizm wysyłał mi sygnały Niedawno miał też przykrą przygodę, bowiem został okradziony na lotnisku w Paryżu. - W tym sezonie miałem sześć konkretnych startów i czułem już zmęczenie organizmu. On dawał mi sygnały i wzywał do odpoczynku, ale nie odpuszczałem, bo starałem się o minimum na igrzyska olimpijskie. Trzeba jednak chyba stawiać na jakość, a nie na ilość. Łapie doświadczenie w takich sytuacjach, bo przede mną jeszcze wiele takich biegów i wiem, że w przyszłości będzie o wiele lepiej. Miał być pierwszy finał, ale nic z tego nie wyszło. Jestem tym zniesmaczony - mówił Rak. Rak przyznał, że za nim dopiero pierwszy sezon konkretnych przygotowań do startów na 1500 metrów. Dwa lata temu zmagał się z kontuzją, a przed rokiem jego plany pokrzyżował koronawirus. - Tak naprawdę były dwa lata zastoju w mojej karierze. Dopiero w tym roku się rozkręciłem i zacząłem ten sezon z kopyta. Podciągnąłem swoje życiówki, ale muszę się jeszcze nauczyć utrzymywać dobrą dyspozycję w kolejnych startach. Potrzebuję jeszcze podbudowy - zakończył Rak. 21-latek to finalista mistrzostw świata i Europy juniorów. Z Rzymu - Tomasz Kalemba, Interia Sport