Tegoroczne World Relays nie mają może statusu mistrzostw świata, ale ich znaczenie jest o wiele większe. To tu odbywa się niemal cała kwalifikacja sztafet do igrzysk olimpijskich - przepustki uzyska aż 14 reprezentacji, ledwie dwa miejsca zostaną wolne. I otrzymają je później dwie najlepsze drużyny z rankingu World Athletics, które dotąd ich nie miały. W każdej z pięciu rywalizacji odbywały się po cztery biegu eliminacyjne, czasy nie miały znaczenia. Z każdego awans na igrzyska uzyskiwały po dwie najlepsze sztafety, reszta mogła szukać okazji w repasażach po 24 godzinach. Czyli w nocy z niedzieli na poniedziałek polskiego czasu. Wielkie emocje jeszcze przed startem Polski. Sensacyjna Belgia, awans na igrzyska bez największych gwiazd Polska to w specjalności sztafet mieszanych sensacyjny mistrz olimpijski z Tokio - później w mistrzostwach świata w Eugene czy Budapeszcie nie udało się już nawiązać do tego osiągnięcia, ale w Nassau wreszcie nasza drużyna pojawiła się w niemal optymalnym składzie. Dla trenerów to też jednak były taktyczne szachy - jak zestawić skład, by nie ucierpiały męska czy kobieca sztafeta 4x400 m, które też miały walczyć o to samo po półtorej czy dwóch godzinach. Zanim Biało-Czerwoni pojawili się w ostatniej serii na starcie, pokazały się inne potęgi. W pierwszym biegu kapitalnie pobiegła Holenderka Lieke Klaver, a po niej niespełna 21-letni Isaya Klein Ikkink. Niesamowita Femke Bol nie musiała się już wysilać, by utrzymać pierwszą pozycję. Czas - 3.12.16 s był znakomity. A za plecami Bol niesamowite przyspieszenie pokazała mistrzyni świata na jedno okrążenie Marileidy Paulino. Musiała sporo odrabiać do Bahamki, Niemki i Jamajki, dała jednak radę. Później zaś klasę pokazały Amerykanki (3.11.52), a wraz z nimi olimpijskie przepustki uzyskały Nigeryjki. Znacznie ciekawszy był zaś bieg trzeci, z niesamowitym występem Rhasidat Adeleke. Irlandka, ze startu lotnego, na drugiej zmianie uzyskała czas 49.64 s - "połykała" kolejne konkurentki, choć na przekazanie pałeczki musiała zbiec na... skrajnie zewnętrzny tor. Irlandii udało się wytrzymać napór rywali, ten awans był niespodziewany. A za ich plecami doszło do sporej sensacji - Belgia, pozbawiona braci Borlée, Cynthii Bolingo czy najlepszego zimą w hali Alexandra Dooma, wygrała na finiszu z Wielką Brytanią. Początek takie sobie, ale już Baumgart-Witan "dała czadu". Po biegu Duszyńskiego nie było wątpliwości Skład reprezentacji Polski miał dwie niewiadome, tak się przynajmniej wydawało. Bo pewniakami byli Kajetan Duszyński i Natalia Kaczmarek, ale przecież w pamięci trzeba było mieć to, że po dwóch godzinach sztafetom pań i panów przyjdzie ponownie walczyć o olimpijskie paszporty. Ostatecznie wybór padł na zaledwie 19-letniego Maksymiliana Szweda na pierwszej zmianie oraz doświadczoną Igę Baumgart-Witan na drugiej. Polska była rozstawiona w losowaniu składów biegów eliminacyjnych, stąd i rola delikatnego faworyta do awansu. Tyle że pozostawała jeszcze Kanada, Botswana czy Francja - tylko z jedną z tych ekip można było przegrać. Szwed biegł po czwartym torze, zaczął dobrze, ale jakby zabrakło mu pary na ostatniej prostej. Baumgart-Witan zbiegła do krawężnika na piątej pozycji, a później włączyła wyższy bieg. I Duszyńskiemu przekazała pałeczkę na drugiej pozycji. Przed Biało-Czerwonymi była tylko Francja. Nasz mistrz olimpijski pobiegł fenomenalnie, utrzymał swoje miejsce, a końcowe 100 metrów to był już jego wielki popis. Skoro Natalia Kaczmarek zaczęła jako liderka, to nie było opcji, by tak nie skończyła. Pewna swego triumfu mogła być już na ostatnim łuku, na końcu zaś zwalniała, tak wielką uzyskała przewagę. Czas 3.13.53 s nie był najlepszym tego dnia, ale przecież cel został osiągnięty. Polska pobiegnie w Paryżu! A wcześniej, w nocy z niedzieli na poniedziałek polskiego czasu, w finale w Nassau, gdzie powalczy jeszcze o lepszy tor już w... stolicy Francji.