Niemal od startu, gdzie stanął w pierwszej linii tuż obok złotego medalisty Adama Korola, stawkę samotnie prowadził gdańszczanin Michał Sowa. Zawodnik, który w maratonie w Berlinie w 2014 uzyskał 2 godziny 40 minut, przez większość dystansu wyraźnie kontrolował tempo swojego biegu. Na kolejnych punktach pomiaru czasu sukcesywnie powiększał przewagę nad kolejnymi zawodnikami - Piotrem Szpigielem (JW2980) i Krzysztofem Misiurko (Start Bielsko). Jednak mniej więcej na wysokości 37 km dopadł go kryzys, pojawiły się skurcze i jego przewaga zaczęła topnieć. Czuł już na plecach oddech Piotra Szpigiela. Tego dnia warunki atmosferyczne - temperatura 13 stopni i dość silny wiatr - okazały się dla niego bardziej sprzyjające. Zmienił Michała Sowę na prowadzeniu i finiszował z wynikiem 2:37,27. Sowa przez swoje problemy stracił sporo czasu i na mecie pojawił się z rezultatem 2:42,17. Na trzecim miejscu uplasował się Jarosław Janicki (2:43,00).- Nie przypuszczałem, że uda mi się wygrać. Na 35 kilometrze zauważyłem, że rywal ma kłopoty, zaczynam go dochodzić i postanowiłem zaatakować. Udało mi się wytrzymać do końca i wygrać. Pierwszą połowę zacząłem spokojnie, potem przyspieszyłem i to wszystko zagrało. Jestem przeszczęśliwy. Pomimo wietrznej pogody, kibice świetnie dopingowali na całej trasie. To naprawdę pomagało zawodnikom, atmosfera była fantastyczna. - mówił na mecie zwycięzca biegu.Wśród kobiet stawkę prowadziła Ewa Huryń, zdecydowana faworytka tego biegu. Po samotnym biegu szczecinianka minęła linię mety z czasem 3:03,41. Miejsca na podium uzupełniły Małgorzata Tuwalska z Gdańska (3:05,09) oraz Agnieszka Lebiedzińska (3:19:49). - Warunki trudne, ale trasa bardzo fajna, dużo kibiców, którzy naprawdę zagrzewali do boju. Publiczność macie na prawdę fantastyczną. Nic tylko tu biegać! - opowiadała zadowolona ze swojego wyniku Huryń.Ze swojej obietnicy ukończenia w czasie poniżej trzech godzin wywiązał się Adam Korol. Ukończył zmagania z wynikiem 2:57,10, zajmując 18. miejsce w klasyfikacji imprezy. - Trasa bardzo fajna różnorodna. Biegłem z trzema innymi zawodnikami, z którymi zmienialiśmy się niemal jak kolarze. W pierwszej części dystansu trochę się podpaliłem, biegłem za mocno, ale tak dobrze się biegło. Na sławetnym 35 km przeszło lekkie zwolnienie, po kilka sekund na każdym kilometrze. Ale udało mi się zmieścić w 3 godzinach. - opowiadał Adam Korol. W maratonie zadebiutowała żona gdańskiego olimpijczyka, która pokonała go z czasem poniżej 4 godzin. - Jestem bardzo zadowolona. Żadnej ściany nie było, biegłam równo. Na trasie wsparła mnie córka, która pobiegła ze mną kawałek. - cieszyła się z wyniku Dagmara Korol.Ostatnim zawodnikiem na mecie był Paweł Mej, który pokonał trasę boso i ukończył bieg z wynikiem 5:59,28, tuż przed upłynięciem sześciogodzinnego limitu czasowego!1. PZU Gdańsk Maraton był nie tylko świętem tych, co walczyli z własnymi słabościami na trasie. Wiele atrakcji także dla uczestników przygotowano w miasteczku zawodów. W strefie PZU każdy mógł skorzystać z porady lekarzy specjalistów, zapoznać się z Mobilną Trasą Zdrowia. Obecny był również Yared Shegumo, zagrzewający do boju startujących. Na wspierających swoich bliskich czekały też strefy kibica z gorącym dopingiem dla wszystkich pokonujących trasę maratonu. W dwóch strefach Podziel się Kilometrem, każdy mógł wesprzeć Hospicjum im. ks. Eugeniusza Dutkiewicza w Gdańsku. Zadanie było proste. Wystarczyło na bieżni, rowerku lub orbitreku pokonać dystans minimum jednego kilometra, a PZU za każdy kilometr przeznaczyło na rzecz hospicjum 10 złotych. W trakcie dwóch dni uczestnicy i kibice 1. PZU Gdańsk Maratonu wybiegali aż 1581 kilometrów, dzięki czemu zebrana kwota poszybowała do poziomu 15 810 złotych!