Dla Pii Skrzyszowskiej był to pierwszy start po historycznym dla niej występie w Rzymie. Historycznym nie z uwagi na brązowy medal mistrzostw Europy, bo dwa lata temu była przecież złotą medalistką w Monachium, ale ze względu na czas. Finałowa rywalizacja na 100 m przez płotki w stolicy Włoch stała bowiem na poziomie finałów mistrzostw świata czy igrzysk olimpijskich, a przecież w poprzednich latach zawodniczki z Ameryki czy Nigeryjka Tobi Amusan uzyskiwały czasy lepsze o kilka dziesiątych sekundy od Europejek. W Rzymie Skrzyszowska ustanowiła nowy rekord życiowy, ten nowy - 12.42 s - wystarczył do brązowego medalu. Szybszy od Polki były: Franuzka Cyrena Samba-Mayela (12.31 s) i Szwajcarka Ditaji Kambundji (12.40 s). Drugie miejsce Pii Skrzyszowskiej w półfinale, szybsza Nadine Visser. Ale co zrobiła Nia Ali! Ich w Turku dzisiaj nie było, ale to nie znaczyło, że Polka wyrosła nagle na główną faworytkę do triumfu w Paavo Nurmi Games. Były bowiem choćby: Amerykanka Nia Ali czy Portorykanka Jasmine Camacho-Quinn, choć ta ostatnia w finale nie wystąpiła. Organizatorzy podzielili bowiem stawkę na dwie grupy, 14 płotkarek rywalizowało w dwóch półfinałach. Camacho-Quinn, aktualna mistrzyni olimpijska z Tokio, źle dobiegła do drugiego płotka, uderzyła w niego, wręcz wpadła. I - kulejąc - zeszła z bieżni, ze łzami w oczach. Skrzyszowska pobiegła w pierwszym półfinale, zajęła w nim drugie miejsce, z czasem 12.70 s. O pięć setnych szybsza była Holenderka Nadine Visser, która z Polką regularnie wygrywała w końcówce poprzedniego sezonu. W Rzymie była dopiero siódma, ale tam w finale pobiegła o siedem setnych wolniej niż teraz w półfinale w Finlandii. Te czasy wyglądały jednak dość blado przy osiągnięciu Ali w drugim półfinale. Amerykanka uzyskała 12.51 s, zaledwie o siedem setnych gorszy od swojego najlepszego osiągnięcia w tym roku. Najlepsza polska płotkarka nie powalczyła o triumf. Tym razem zdecydowała sama, nie zrobili tego... sędziowie Skrzyszowska jednak w finale nie wystąpiła, sama z niego zrezygnowała. Warunki zaś do poprawienia rekordu życiowego były optymalne, dobra pogoda, 17 stopni Celsjusza, mocny wiatr w plecy (+1,6 m/s). Polka szybko jednak wytłumaczyła na Instagramie, że nie ma powodów do żadnych obaw. "Po prostu moje ciało się odpowiednio nie zregenerowało" - napisała. Inaczej niż rok temu, gdy z walki o pierwsze miejsce z Kambundji wyłączyli ją sędziowie, dopatrzyli się minimalnego falstartu. W tym biegu zaś mogło dojść do wielkiej niespodzianki, bo choć dobrze z bloków wyszła Nia Ali, to jeszcze na ostatnim płotku przed byłą mistrzynią świata i aktualną wicemistrzynią olimpijską znajdowała się Visser. Holenderka popełniła jednak niewielki błąd, znakomita rywalka to wykorzystała. Ali miała czas 12.48 s., Visser - 12.51 s. A to jej wyrównany rekord życiowy, będący zarazem rekordem Holandii Skrzyszowska w najbliższą niedzielę powinna wystąpić w Memoriale Czesława Cybulskiego w Poznaniu. Będzie tam jedną z gwiazd, obok Natalii Kaczmarek, rywalizującej na... 200 metrów. Dziś organizatorzy ogłosili, że w Wielkopolsce pojawi się także rekordzista świata na 400 m - Wayde van Niekerk.