Jak podkreśliła Anna Jesień (w tym roku przeszła z AZS AWF Warszawa do LŁKS Prefbet Śniadowo Łomża), pobyt w okresie świątecznym w niewielkiej wiosce Kostki, gdzie się urodziła 10 grudnia 1978 roku, był ... wydarzeniem w jej sportowym życiu. Wcześniej aż sześciokrotnie latali do Auckland, by trenować w upale, gdy w Polsce panowały siarczyste mrozy. Cztery razy spędzali w Nowej Zelandii Boże Narodzenie i Sylwestra. Ostatnio "przerzucili się" na RPA, dokąd udadzą się 1 stycznia, więc można było przeżywać ten wyjątkowy czas wśród najbliższych osób. "Zazwyczaj jeździmy na przemian, raz do moich rodziców, raz do rodziców Ani. Teraz przyszła pora na święta w domu moich teściów, Bożenny i Jana, w 10-osobowym gronie rodzinnym" - powiedział Paweł Jesień, który pochwalił żonę za wypieki. "Z roku na rok są coraz lepsze" - zaznaczył. "Poza tym przyrządziła pyszną faszerowaną rybę" - dodał. "Miło mi to słyszeć. Jednak moją specjalnością są słodkości, ciasta, desery. Na święta zrobiłam np. makówkę po śląsku według przepisu koleżanki, piernik, ciasto z czekoladą" - pochwaliła się brązowa medalistka mistrzostw świata (Osaka 2007) i Europy (Monachium 2002) w biegu na 400 m przez płotki, która prace domowe w kuchni potraktowała jako relaks od zajęć sportowych. "W Wigilię trenowaliśmy, pierwszy i drugi dzień świąt mieliśmy wolne. Ćwiczyć będziemy również w Sylwestra, a 1 stycznia wylatujemy na zgrupowanie do RPA. Do kraju wrócimy po trzech miesiącach, jak się zima skończy, 27 marca" - wyliczył mąż i trener. A żona dodała: "Podstawowym celem sezonu 2011 jest finał mistrzostw świata w Daegu w Korei Południowej. Nie chcę mówić tu o medalu, jak przed ubiegłorocznymi mistrzostwami w Berlinie, kiedy to kontuzja zniweczyła marzenia. Dlatego teraz jestem ostrożna w prognozach. Ważne, żeby mieć poczucie dobrze spełnionego obowiązku w okresie przygotowawczym i w sezonie". Mimo że Nowa Zelandia oddalona jest od Polski o 17 tysięcy kilometrów, święta Bożego Narodzenia, które przez kilka lat tam spędzali, wspominają bardzo ciepło. "W czteromilionowym państwie przeważają ateiści, albo wyznawcy innych niż chrześcijańska religii. Ale niektórzy obchodzą Boże Narodzenie bardzo uroczyście. Na początku spędzaliśmy święta u znajomych Polaków, którzy tam zamieszkali - opowiada Anna Jesień. - Mieliśmy jednak problemy z przygotowaniem niektórych wigilijnych potraw. Nie ma tam na przykład kiszonej kapusty, z której możnaby przygotować bigos. Nie ma też szans, by ją samemu ukisić. Sprzedawana jest w małych puszkach. Raz udało nam się przyrządzić coś na wzór bigosu. Tłukliśmy kapustę wałkiem do ciasta i próbowaliśmy ją zakisić. Było ciężko... - Dużo łatwiej było z rybami. Oczywiście o karpiu można w Nowej Zelandii zapomnieć, ale przyrządzaliśmy potrawy z morskich ryb. Później, kiedy mieszkaliśmy u innych osób, Nowozelandczyków, przygotowywaliśmy im uroczystą kolację. Oni nie przywiązywali wagi do wigilijnej tradycji. U nich funkcjonuje uroczysty obiad 25 grudnia i Boxing Day, czyli polowanie na przeceny w sklepach i obdarowywanie się prezentami w drugi dzień świąt. Tamtejsza tradycyjna na ten czas potrawa to... pieczona szynka. - W tamtejszym klimacie najbardziej znaną rośliną jest drzewo kauri. Niektóre okazy osiągają niesamowity wiek i ogromne rozmiary. W Nowej Zelandii ciężko o klasyczną choinkę, ale... Nasi polscy znajomi mieli sztuczną, a później udało nam się kiedyś ustroić jakąś żywą sosenkę. - Czego nam najbardziej brakowało w tym czasie? Rodziny i śniegu. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że w Boże Narodzenie jest mroźno i dookoła pełno śniegu. To ma swój klimat. A w Nowej Zelandii jedliśmy wieczerzę wigilijną przy stole na zewnątrz, w koszulce i spodenkach" - wspomniała Anna Jesień.