Włodarczyk pod okiem Krzysztofa Kaliszewskiego będzie zwiększać objętość treningową, by w Tokio wywalczyć trzeci złoty medal olimpijski. - Zmian będzie niewiele. Przygotowania zaczęłam w Arłamowie, teraz jestem w Katarze, potem w planach mamy zgrupowania w RPA i Stanach Zjednoczonych. To sprawdzony schemat, więc nie ma sensu teraz czegoś szukać na siłę. Ponieważ jednak zdecydowałam się na przygotowania do igrzysk w 2020 roku, będziemy na pewno zwiększać stopniowo objętości treningowe. Z roku na rok muszę jednak bardziej uważać, bo nie staję się młodsza - powiedziała zawodniczka warszawskiej Skry. Włodarczyk od lat jest niepokonana, mimo wszystko motywacji jej nie brakuje. Tym bardziej po sezonie, w którym znowu wszystko wygrała, ale... nie poprawiła własnego rekordu świata w rzucie młotem (82,98). - Wiem, że mnie na to stać. Oczywiście był zawód, że się nie udało, ale podchodzę teraz do tego z dystansem. To dało mi tylko jeszcze większego kopa do treningów w kolejnym roku - przyznała. Po raz pierwszy dwukrotna mistrzyni olimpijska powiedziała też wprost, że podejmuje wyzwanie i chce wystąpić w igrzyskach w Tokio. - Zostały trzy lata. Czy coś się wydarzy po drodze? Teraz trudno cokolwiek wyrokować. Na razie decyzja zapadła i nie ukrywam, że fajnie by było powalczyć o trzeci złoty medal olimpijski. Na pewno będzie o to trudniej, bo nie jestem coraz młodsza, ale z optymizmem patrzę na kolejne sezony - powiedziała. Stolicę Japonii dobrze poznała już w tym roku. Pojechała tam na wakacje i przekonała się do... sushi. - Nigdy wcześniej nie byłam w tym kraju. Chciałam zobaczyć jak to tam wygląda i zrobiłam taki mały rekonesans przed igrzyskami. Zdecydowanie łatwiej będzie mi dzięki temu funkcjonować. Wiem, co będę mogła jeść, a czego nie za bardzo, więc wakacje były bardzo udane. Wróciłam zachwycona i myślę, że będą to pod względem organizacyjnym bardzo dopracowane igrzyska - oceniła. Po raz pierwszy miała też okazję, by spróbować sushi. W Polsce nie dała się do tego namówić. - Uznałam, że trzeba spróbować. Polubiłam, ale pokochałam to chyba nie. Teraz jak będą serwowane takie dania, to już sobie z nimi poradzę - zapewniła. W trakcie pobytu w Kraju Kwitnącej Wiśni odwiedziła także redakcję miejscowego magazynu lekkoatletycznego, z którym nawiązała kontakt jeszcze przed igrzyskami w Rio de Janeiro. - W 2016 roku dostałam od nich maila, że chcieliby przeprowadzić ze mną wywiad. Sesję zdjęciową zrobiliśmy w Warszawie i przed igrzyskami w jednym z numerów magazynu zostało to opublikowane. Po powrocie z Rio znowu nawiązał się kontakt, a teraz jadąc do Japonii odezwałam się sama do nich, a oni zaprosili mnie do redakcji. To było miłe tym bardziej, że w tym roku magazyn obchodził 50-lecie istnienia - dodała Włodarczyk. Obecnie czterokrotna medalistka mistrzostw świata, w tym trzy razy złota, przebywa w Katarze. W Dausze pozostanie do 20 grudnia. - Tutaj robię już pierwsze piruety z młotem, bo na zgrupowaniu w Arłamowie był tylko trening techniczny w hali z innymi przyrządami oraz wprowadzenie do treningu siłowego. Teraz już ciężka praca. Objętościowo też trochę dołożymy, bo trener musi przygotować cały cykl pod igrzyska w Tokio. Najtrudniejsze pewnie będzie sześciotygodniowe zgrupowanie w USA - powiedziała. W Katarze Włodarczyk ma idealne warunki przygotowań. Oprócz obiektów wysokiej klasy, ma też odpowiednią temperaturę. - Teraz najważniejsza jest obudowa, trening funkcjonalny, żeby przygotować organizm do dużych obciążeń. Elementy treningu technicznego będą powoli wprowadzane. Najbardziej się cieszę, że w końcu mogę znowu rzucać, bo tak naprawdę miałam przerwę od Memoriału Kamili Skolimowskiej w połowie sierpnia i od tamtej pory nie kręciłam młotem. Byłam stęskniona - przyznała. Święta i Sylwestra Włodarczyk spędzi w Polsce z najbliższymi. - Pewnie wystrzałowego Sylwestra w tym roku nie będzie, bo pięć dni później jest Bal Mistrzów Sportu. Trzeba będzie się oszczędzać. Imprezę w tym roku urządzam w Warszawie, będzie u mnie w mieszkaniu. Zjeżdża się do mnie rodzina i najbliżsi. To jedyny okres, kiedy mogę pobyć u siebie - zaznaczyła.