- W sprawie trenera nic się nie zmieniło. Nadal nie podjęłam decyzji i nadal nie wiem, kiedy ją ogłoszę. Wszystko zależy od przebiegu rehabilitacji i od tego, kiedy będę mogła wrócić do koła. A o tym marzę już codziennie. Bardzo mi tego brakuje. Ale nikt mnie też nie naciska, nie dopytuje. Jestem umówiona z prezesem Henrykiem Olszewskim, że najważniejsze to teraz wyzdrowieć i skończyć rehabilitację - powiedziała rekordzistka świata. Ona sama widzi duże postępy. Kolano boli znacznie mniej, może wykonywać coraz więcej ćwiczeń i codziennie ma wsparcie fizjoterapeuty. - Zdrowotnie jest dobrze, wszystko zmierza w dobrym kierunku, a doktor Robert Śmigielski był zadowolony z postępów. Czuję się też bardzo dobrze. Włączamy ciągle nowe ćwiczenia. Mogę już robić rzeczy - jak chociażby dotknięcie pośladkami pięt - bez żadnego bólu, co przed zabiegiem nie było możliwe. Nigdy bym nie przypuszczała, że takie małe rzeczy będą mnie cieszyć - przyznała. Rehabilitacja zajmuje jej dziennie ok. trzech godzin, ale na tym nie koniec. Dużo też jeździ na rowerze. Brakuje jej jednak już treningów specjalistycznych, obozowego reżimu. - Cały czas czekam na zielone światło od doktora. Teraz stopniowo dokładamy ćwiczenia i nie mamy żadnej sztywnej daty, do której muszę wrócić do normalnych treningów. Nie wiem, czy będzie to za miesiąc, czy dwa. Na bieżąco reagujemy. Pierwsze elementy techniki, bez młota, będę miała na rehabilitacji. Trenera będę potrzebowała, jak zacznę wchodzić do koła. Trudno powiedzieć, kiedy to będzie - podkreśliła czterokrotna mistrzyni świata. Włodarczyk w marcu nieoczekiwanie rozstała się po 10 latach z trenerem Krzysztofem Kaliszewskim. On postanowił - mimo pandemii koronawirusa - zostać w Stanach Zjednoczonych. - Od tamtej pory nie mamy ze sobą żadnego kontaktu - powiedziała dwukrotna mistrzyni olimpijska.