Zawodniczka warszawskiej Skry przyjechała na Wigilię niemalże prosto z obozu we Władysławowie. "Z tego względu nie mogłam pomóc rodzicom w świątecznych przygotowaniach. Znad morza musiałam jeszcze zahaczyć o Warszawę, natomiast w Rawiczu byłam dopiero w niedzielę" - powiedziała. 27-letnia lekkoatletka przyznała, że już kilka dni przed świętami myślała o... smakołykach. "Sportowcy bardzo często muszą pilnować się przy stole, ale mnie żadna dieta nie obowiązuje. Mogę jeść wszystko. Z wigilijnych potraw najbardziej gustuję w tradycyjnym karpiu i barszczu. Moim ulubionym daniem jest jednak zwykły schabowy, którego spałaszowałam w niedzielę. Mama wie, że zawsze musi mi go zrobić, kiedy wracam do Rawicza ze zgrupowań i zawodów. To obowiązkowy punkt mojego pierwszego dnia pobytu w domu". Te święta mają dla byłej rekordzistki świata szczególne znaczenie. Z Anglii przyjechał bowiem jej brat Karol razem z synem Mateuszem, którego jest matką chrzestną. "Podczas olimpijskiego konkursu rzutu młotem na stadionie w Londynie dopingowali mnie rodzice oraz brat. Co prawda Mateuszek został z mamą w domu, ale przebrany w biało-czerwone ubranko, które mu kupiłam, też trzymał za mnie kciuki" - wspomniała. W zeszłym roku Włodarczyk spędziła święta Bożego Narodzenia w Anglii. "Mateusz urodził się w październiku 2011 roku i był za mały, aby przyjechać do Polski, dlatego ja wybrałam się do brata do Pool. Tym razem jestem w Rawiczu. Natomiast na Sylwestra planuję być we Wrocławiu. Nowy Rok chcę powitać w gronie znajomych" - dodała. Mistrzyni świata z 2009 roku przyznała, że lubi dostawać prezenty, ale... "Jeszcze większą satysfakcję sprawia mi obdarowywanie nimi najbliższych. Mój Mikołaj jest dość nowoczesny, bo z reguły przynosi w swoim worku różnego rodzaju elektroniczne akcesoria". Rodzice, brat, chrześniak i znajomi nie będą mieli za wiele czasu, aby nacieszyć się obecnością Włodarczyk w Polsce. Piątego stycznia weźmie udział w Warszawie w Balu Mistrzów Sportu, a dwa później wyjedzie na zgrupowanie do RPA. "Z Afryki wrócę 3 lutego. Przejdę badania wydolnościowe i 10 lutego wyruszam na drugi obóz do Stanów Zjednoczonych, który zakończy się 29 marca. Od 5 kwietnia do 9 maja trenować będę we Władysławowie; następnie czeka mnie seria startów w różnych zawodach. 1 lipca ponownie zawitam nad Bałtyk, gdzie do 9 sierpnia będę szlifować formę przed mistrzostwami świata, które odbędą się w Moskwie. Ćwiczę jednak nie tylko na zgrupowaniach. Przed wyjazdem do RPA będę trenować w Warszawie, nie zamierzam również leniuchować podczas świąt. O rzucaniu młotem nie ma oczywiście w Rawiczu mowy, ale solidny rozruch na pewno sobie zafunduję" - powiedziała mistrzyni Europy. Święta wielkanocne zamierza również spędzić w rodzinnym gronie. "To ewenement, bo z reguły w tym czasie jestem na grupowaniach. Generalnie w ośrodku "Cetniewo", ale raz przyszło mi nawet spędzić te święta w RPA. Tym razem mam szczęście, bo początek Wielkanocy zbiega się z moim powrotem z obozu w Kalifornii" - dodała srebrna medalistka olimpijska. Włodarczyk wyliczyła, że w tym roku spędziła na obozach 193 dni. Do tego trzeba również uwzględnić wyjazdy na różnego rodzaju zawody. "Do takiego trybu życia można przywyknąć. Według takiego schematu funkcjonuję od 2004 roku. Trenuję również sama, ale to mi także nie przeszkadza" - stwierdziła. Zawodniczka stołecznej Skry upodobała sobie szczególnie Ośrodek Przygotowań Olimpijskich "Cetniewo" we Władysławowie. "Moim zdaniem jest to najlepsze miejsce do ćwiczeń. Wielu lekkoatletów jeździ do Spały, ale ja zdecydowanie wolę ten nadmorski ośrodek. Tutaj na rzutniach nie ma tłoku i spokojnie mogę poświęcić się treningowi. Do Władysławowa jeżdżę regularnie od 2009 roku. Staram się zresztą przygotowywać w sprawdzonych ośrodkach. Dlatego ponownie wybieram się do Stanów Zjednoczonych i RPA. W Ameryce będę ćwiczyć w Kalifornii w miejscowości Chula Vista, która położona jest pomiędzy San Diego i granicą z Meksykiem. Z kolei w Afryce upodobałam sobie znany akademicki ośrodek Stellenbosch nad oceanem niedaleko Kapsztadu" - wspomniała. Włodarczyk, w przeciwieństwie do biegaczy, nie musi korzystać z wysoko położonych ośrodków. "Ja potrzebuję tylko ciepła, aby wykonać zaplanowaną dawkę rzutów. Trudno bowiem cały czas ćwiczyć w zimowej scenerii, kiedy trzeba być solidnie opatulonym. W odróżnieniu do rekordzistki świata Niemki Betty Heidler, u której na pierwszym miejscu jest siła, w moim przypadku najważniejsza jest technika, a doskonalić ją najlepiej w letnich warunkach" - oceniła. Grudniowe zgrupowanie miało za zadanie wprowadzić zawodniczkę we właściwy rytm. "O ósmej rano miałam śniadanie, a 10.30 rozpoczynałam pierwszy rzutowy trening na stadionie. O 13 był obiad, po którym najczęściej oddawałem się regeneracyjnej drzemce. Drugi trening, na przemian siłowy bądź sprawnościowy, planowaliśmy około 17. Po kolacji miałem trochę wolnego czasu, który spędzałam na rozmowach ze znajomymi, czytaniu książki bądź przy komputerze. Dwa razy w tygodniu miałam odnowę biologiczną" - wyliczyła. W 2013 roku najlepsza polska młociarka ma w planie nie tylko zdobyć w Moskwie tytuł mistrzyni świata, ale także przekroczyć granicę 80 metrów. "W 2009 roku pokonałam w Berlinie Betty Heidler, zatem wierzę, że zdołam także zwyciężyć w sierpniu mistrzynię olimpijską z Londynu Rosjankę Tatianę Łysenko na jej terenie. Na zajęciach nie udało mi się jeszcze rzucić młotem poza granicę 80 metrów, ale ja nie jestem mistrzynią treningów. Nie biję na nich rekordów. Na mnie pozytywnie działa atmosfera zawodów. Właśnie w takiej scenerii, w rywalizacji z innymi zawodniczkami i przy pełnych trybunach osiągam najlepsze rezultaty" - podsumowała Anita Włodarczyk.