Siedem lat temu na jej szyi zawisło srebro, ale doszło do skandalu. W 2016 roku po powtórnym przebadaniu próbek u Tatiany Łysenko wykryto doping i Rosjanka straciła m.in. wywalczony w Londynie tytuł. Włodarczyk złoty krążek otrzymała w sobotni wieczór. - Od pierwszej informacji, jaką otrzymałam w tej sprawie, minęło ponad trzy lata. W sierpniu ubiegłego roku powiadomiono mnie, w jakich okolicznościach mogłabym ten medal odebrać. Było kilka propozycji. Pięknie się to czasowo złożyło, że w kolejnym roku miała być gala 100-lecia PKOl. Stąd moja decyzja, że podczas tej uroczystości chcę przeżyć ten moment. Ceremonię medalową w Teatrze Wielkim na pewno będę długo pamiętała ze względu na okoliczności, a w szczególności na Mazurka Dąbrowskiego zaśpiewanego przez chór. Gdy stałam na scenie i go słuchałam, to miałam z wrażenia chwilowe zaniki pamięci. To było megawzruszenie, mnóstwo emocji. Cieszę się, że po siedmiu latach ten złoty medal znalazł się w moich rękach. Wiadomo, to nie jest to samo co by było w 2012 roku na Stadionie Olimpijskim w Londynie, ale też czuję satysfakcję - opowiadała. Utytułowana młociarka wróciła też wspomnieniami do swoich pierwszych igrzysk, czyli do startu w Pekinie. - Pamiętam doskonale drogę, jaką przeszłam. Zaczęłam treningi w Poznaniu w 2004 roku. Wtedy naszym celem było znalezienie się w składzie reprezentacji na igrzyska. Nie myślałam nawet o tym, że awansuję do finału, ale udało się i zajęłam wysokie, szóste miejsce. Ten start pokazał mi, że mogę daleko rzucać. Pamiętam przysięgę, ceremonię otwarcia, wioskę olimpijską - tego się nie da zapomnieć - podkreśliła. Dwukrotna mistrzyni olimpijska i czterokrotna mistrzyni świata z uwagi na lipcową operację kolana opuściła tegoroczny czempionat globu w Dausze. Obecnie wciąż przechodzi rehabilitację. - To codzienna, żmudna praca. Od trzech tygodni mam pływackie elementy treningu na górne partie mięśniowe, trening funkcjonalny. Zaczęłam wchodzić w rytm treningowy. Od razu też jest inne samopoczucie, bo przez trzy miesiące mój organizm bardzo dobrze się zregenerował. Nigdy wcześniej nie miałam takiej przerwy. Nabrałam chęci i motywacji do pracy. Mimo że wcześniej mi ich nie brakowało, to teraz powrót do pracy nastąpił ze zdwojoną siłą. Nie mogę się doczekać pierwszego zgrupowania. Zakładam klapki na oczy, koncentracja, trening, spanie, jedzenie i tak będzie do igrzysk w Tokio - zadeklarowała. Przyznała, że wizyty na basenie nie należą do jej ulubionych aktywności. "Od czasu studiów na AWF-ie w Poznaniu w latach 2004-06 znienawidziłam pływanie. To były dla mnie najgorsze zajęcia. Od tego momentu nigdy nie poszłam na basen rekreacyjnie. Teraz sytuacja mnie zmusiła. Ostatnio, jak zobaczyłam dzieciaki trenujące o godz. 6.30, to powiedziałam, że to nie dla mnie. Nienawidzę tego, ale idę, bo wiem, że to mi pomoże. Już widać ogromny postęp w rehabilitacji" - podsumowała. Jak dodała, za miesiąc uda się do Japonii. Włodarczyk tradycyjnie w okresie przygotowawczym wyjeżdża na zgrupowania do miejsc, w których odbywają się imprezy docelowe na dany sezon. - Żeby się zaaklimatyzować, poznać warunki, w jakich będziemy mieszkać. Tu przede wszystkim zagadką jest dla mnie kwestia żywieniowa, bo inaczej się odżywiałam na dwutygodniowych wakacjach w Japonii, a inaczej będzie na zgrupowaniu. Polubiłam sushi, ale gdybym codziennie je jadła i trenowała, to nie sądzę, by coś z tego dobrego wyszło. Więc teraz będzie kwestia poznania tamtejszej kuchni - wyjaśniła. Bardzo chwaliła warunki treningowe, jakie stworzono dla mniej w bazie, do której ma się udać. - To małe miasto pod Tokio, gdzie jest cisza i spokój. Wyremontowano rzutnię i zakupiono nowy sprzęt na siłowni. Jestem wdzięczna Japończykom, że mimo iż nie jestem ich rodaczką, to zainwestowali pieniądze, bym mogła się w superwarunkach przygotować się do igrzysk - dodała.