Problemy Włodarczyk z nogą zaczęły się od jej podkręcenia przed wrześniowym Pucharem Interkontynentalnym. Zawodniczka nie czuła wówczas bólu, ale miała wrażenie, jakby w środku stopy coś "latało". Okazało się, że to zerwanie więzadła skokowo-strzałkowego przedniego oraz uszkodzenie drugiego - piętowo-strzałkowego. Konieczny był zabieg. "Na razie rehabilitacja przebiega zgodnie z planem. Walczymy już ósmy tydzień po operacji więzadeł. Kilka dni temu zdjęłam już specjalny but ortopedyczny. Mam już obciążać tę stopę. Od trzech tygodni jestem już w treningu - oczywiście nie wykonuję jeszcze żadnych ćwiczeń na nogi, ale na ręce, plecy, mięśnie brzucha. Gdybym tego nie robiła - to przerwa byłaby już za długa. Nie ukrywam, że już mnie nosi. Nie jestem przyzwyczajona do dłuższych wakacji. Patrzę na wszystko z optymizmem. Czasu mamy dużo do mistrzostw świata. W mojej sytuacji zdrowotnej - dobrze się to złożyło. Najważniejsze jest dla mnie, żeby wrócić do pełni zdrowia" - powiedziała Włodarczyk. Na początku stycznia ma już zaplanowane zgrupowanie. "Wcześniej będą miała jeszcze trzy badania USG. Na razie jest wszystko planowo - tak jak doktor sobie zakładał. Mam nadzieję, że pierwsze rzuty młotem będą już w styczniu" - podkreśliła. W niedzielę Włodarczyk uczestniczyła w turnieju charytatywnym dla byłego żużlowca Tomasza Golloba w Bydgoszczy. Przez swoją kontuzję nie mogła - tak jak inni - biegać po parkiecie hali Łuczniczka, ale pojawiła się w mieście ku uciesze wielu fanów sportu. "Jak są sukcesy, to wszyscy człowieka wspierają. Przekonałam się sama o tym wielokrotnie. Gdy zdobywa się medale - jest przy tobie wiele osób. Gdy pojawiają się problemy, kontuzje - to wtedy okazuje się, kto jest przyjacielem. Tomek ma wiele wsparcia. Super, że tyle osób motywuje go do ciężkiej pracy. Być może my sportowcy mamy to we krwi, że potrafimy się jednoczyć" - oceniła Włodarczyk. Jako dziecko w rodzinnym Rawiczu chodziła na mecze żużlowe. Wśród wspomnień, które wymienia są m.in. wjeżdżające na tor polewaczki. "Z kolegami i koleżankami zawsze wbiegaliśmy pod bandę, żeby nas opryskały. Wspomnieniem z dzieciństwa związanym z tym sportem jest to, że zawsze siedzieliśmy na trybunach i piliśmy oranżadę z woreczka. To mi się kojarzy z żużlem. Gdy byłam nieco starsza, zaczęłam w zeszycie kolekcjonowanie autografów. Do dzisiaj mam ten zeszyt. Z niecierpliwością czekaliśmy na wejście do parku maszyn po meczu żużlowym" - przypomniała Włodarczyk. Żartobliwie przyznała, że na motocyklach nie jeździła, a ewentualnie siadała na nich pozując do zdjęć. Jako 13-latka została jednak mistrzynią Europy juniorek w rywalizacji drużynowej w speedrowerze. Święta Bożego Narodzenia dwukrotna mistrzyni olimpijska w rzucie młotem spędzi w rodzinnym domu w Rawiczu. "To jeden z niewielu okresów w roku, gdy człowiek może spędzić czas z najbliższymi. Będę przez kilka dni w moim mieście. Potem wracam do Warszawy, na kolejne seanse rehabilitacji. Ta kontuzja nieco pokrzyżowała moje plany treningowe, ale rzeczywiście najważniejsze jest dla mnie teraz to, żeby za tydzień usiąść z bliskimi przy wigilijnym stole" - podkreśliła Włodarczyk. Autor: Tomasz Więcławski