Medaliści olimpijscy, mistrzostw globu i Europy zachęcali uczniów szkół podstawowych i gimnazjalnych do uprawiania sportu oraz uczęszczania na lekcje wychowania fizycznego. Nie zabrakło też zajęć ogólnosportowych. Wybitni lekkoatleci pokazywali dzieciom jak prawidłowo wykonywać niektóre ćwiczenia. Majewski podkreślił, że najważniejsze są chęci, samozaparcie i świadomość korzyści, jakie daje aktywny tryb życia, a nie warunki, które często są argumentem w uzasadnianiu "nie ćwiczę, bo...". "Podstawówka w Słończewie w powiecie pułtuskim, z której to wioski pochodzę, nie dysponowała dobrymi warunkami, ale na lekcje wychowania fizycznego chodzili wszyscy. Mój wzrost powodował, że na tych zajęciach wybitnym nie byłem, prędzej bywałem... nieskoordynowany. Karierą sportową udowodniłem, że hasło pierwszego Athletics Camp "każdy może zostać mistrzem - nie liczy się skąd pochodzisz, ale dokąd zmierzasz" nie jest sloganem" - zaznaczył. Złoty medalista pekińskich (2008) i londyńskich igrzysk (2012) w pchnięciu kulą przypomniał, że mimo braku sali gimnastycznej, jego wychowawcom udawało się zapoznać uczniów z wieloma dyscyplinami. "Dobry nauczyciel stara się wprowadzać wszystkie elementy. Dlatego nawet treningi na korytarzu nie były złe; uczył nas tam pan od wuefu skoku wzwyż. Pamiętam też, że na boisku do ręcznej pchaliśmy kulą i rzucaliśmy dyskiem" - wspominał. W środę ambasadorowie Fundacji Kamili Skolimowskiej w pełnowymiarowej hali zaprezentowali uczniom różne ćwiczenia, a nawet elementy konkurencji rzutowych, przekonując, że trening może być świetną zabawą. Uczestnicy kampu z wielkim entuzjazmem brali udział w tych zajęciach. "Każdy z nas lubi wuef, jesteśmy pierwsi na zbiórce. Jeśli ktoś nie lubi sportu to powinien zacząć. Ja trenuję piłkę nożną, więc wolałbym dzisiaj uczyć się futbolu, ale ćwiczenia lekkoatletyczne też są ważne i wiem, że dla ogólnego rozwoju warto je wykonywać. Marzy mi się kiedyś zagrać w reprezentacji Polski, a najlepiej stanąć w bramce i być jak Artur Boruc lub Wojtek Szczęsny" - wyjawił 13-letni Paweł Strzelecki z Gimnazjum nr 92 im. Juliana Ursyna Niemcewicza. Jak zauważył jednak Kamil Badyrko, pracownik SP nr 16 im. Tony Halika, uczniowie klas sportowych prezentują wyższy poziom zaangażowania. "W takich szkołach dzieciaki chętnie uczestniczą w lekcjach, nie zwalniają się bez powodu. Pracowałem w innych placówkach i szczególnie uczniowie gimnazjum mniej chętnie ćwiczyli. Moi podopieczni z klasy o profilu pływackim chcą się ruszać, mają motywację ze strony rodziców, dają na lekcjach z siebie wszystko" - powiedział. Absolwent warszawskiej AWF Józefa Piłsudskiego dodał, że spotkanie w Arenie Ursynów było dla uczniów ważne, a mistrzowie olimpijscy "to ich idole". "Młodzież znała nazwiska lekkoatletów, opowiadając mi nawet szczegóły biografii tej trójki. Myślałem, że moją klasę ucieszy sam fakt wyjścia ze szkoły, a tu była autentyczna radość - przynieśli aparaty i karteczki na autografy" - opowiadał. Problemy miała jednak Włodarczyk, która na spotkanie z młodzieżą przybyła mocno przeziębiona, mając trudności z mówieniem. "Zachrypnięte gardło nie pozwala jej dzisiaj nic mówić, ale jak widać, nawet chora nie odpuszcza treningów" - tłumaczył byłą rekordzistkę świata Majewski, a ona sama wykrzesała: "Nie myślę o zwolnieniu". O tym, że nie warto uciekać z lekcji wuef przekonywał również Małachowski. "Pochodzę z Bieżunia - małej podciechanowskiej wioski i wiem, że dla moich kolegów wychowanie fizyczne było atrakcją, nikt z lekcji nie zwiewał. Nie było hali, tylko mała salka, w której udawało się nauczycielowi poprowadzić siatkówkę czy koszykówkę. Latem dominował futbol, choć bywała i nauka skoku w dal" - opowiadał wicemistrz świata w rzucie dyskiem z Berlina (2009) i Moskwy (2013). Szczególnie miło wspominał Bernarda Jabłońskiego - wuefistę z podstawówki. "To był super nauczyciel, prawdziwy zapaleniec sportowy. Motywował wszystkich, za swoje pieniądze na zawody do Ciechanowa woził. Klasa stawała na zbiórce i nie było mowy o zwolnieniach, a my przykładaliśmy się do tych lekcji" - mówił rekordzista Polski. Gdy zdarzyło się, że duża część klasy zapomniała strojów to... "kazał biegać za karę". "A my wtedy czmychnęliśmy za szkołę na... śliwki. Ustawił nas potem w rzędzie, oberwaliśmy po łapach i już więcej nie oszukiwaliśmy. Teraz z uśmiechem to wspominam. Niestety, w liceum było gorzej - jeśli wuef był pierwszą lekcją, to nie przychodziliśmy w ogóle, a jak ostatni - chętnie się zwalnialiśmy. Tak naprawdę o wszystkim decyduje nauczyciel - jak lekcje są fajnie prowadzone to uczniom się chce" - podkreślił wicemistrz olimpijski z Pekinu. Burmistrz Ursynowa Piotr Guział wspomniał, że gdy chodził do Szkoły Podstawowej nr 81 to... "na wydeptanej murawie kładliśmy tornistry, które służyły za bramki. Potem w szkole nr 33 betonowa płyta była dla nas jak boisko. Wtedy specjalnej wagi nie przywiązywano do rozwoju młodzieży. Dziś na Ursynowie sport jest ważnym elementem". Kamila Skolimowska, której imię nosi fundacja, zmarła niespodziewanie 18 lutego 2009 roku w czasie zgrupowania lekkoatletów w Portugalii. Miała 27 lat. W 2000 roku zdobyła w Sydney złoty medal olimpijski w rzucie młotem.