Występ 39-letniej Włodarczyk w Paryżu odbił się bardzo szerokim echem. Wydawało się, że po trzech złotych medalach IO także i tym razem jest ona w stanie stanąć na podium. Niestety, choć szczęście było blisko, ostatecznie skończyło się "tylko" czwartym miejscem. Miało ono o tyle gorzki smak, że do brązowego medalu zabrakło ledwie centymetrów. Najlepiej podsumowała to sama zawodniczka, z rozbrajającą szczerością przyznając, że "brakowało tylko szczęścia, bo ona dała z siebie wszystko". Zapewniła przy tym, że póki co nie zamierza kończyć kariery, zostawiając nawet furtkę do... startu w Los Angeles, za cztery lata. Bojowo nastawiona wróciła do Polski, jak się okazuje - by mimo wszystko sprawdzić się w nowej roli. A wszystko wydało się przez słowa jednego dziennikarza. Anita Włodarczyk chwyciła za mikrofon Jak się okazuje, nasza gwiazda pojawiła się w sobotę we Wrocławiu przy okazji żużlowego Grand Prix Polski. Co ciekawe, nie tylko jako gość czy popularny "VIP". Przed kamerą "Eurosportu" wydało się, że... sama chwyciła za mikrofon. Wyjawił to Sebastian Szczęsny. Co ciekawe, Włodarczyk w odpowiedzi zaczęła najpierw... uspokajać kibiców. "Kariery nie kończę, spokojnie (...) Tutaj chodzi o zabawę, o fun, a szczegóły zobaczycie niebawem na antenach" - zdradziła. Kibicom pozostaje zatem czekać na efekty jej pracy. O czym nasza mistrzyni mogła rozmawiać ze Zbigniewem Bońkiem? To pokaże czas, choć "Zibi" znany jest jako wielki fan żużla.