Cichocka, która wraca do dobrej dyspozycji po długiej przerwie spowodowanej kontuzjami, jest bardzo dobrej myśli. Zresztą optymistycznie nastawił ją już sezon halowy. W mistrzostwach Europy pod dachem w Toruniu wywalczyła brązowy medal w biegu na 800 m i to dodało jej skrzydeł oraz motywacji. "Jestem zdrowa, trenuję normalnie, ale czy mnie nic nie boli? Chyba nie ma takiego dnia, żeby sportowca coś nie bolało. Ale w pełni realizuję cały plan treningowy, a to jest najważniejsze" - powiedziała mistrzyni Europy z Amsterdamu (2016) na 1500 m. Obecnie jest jednak zdeterminowana do tego, żeby wypełnić minimum olimpijskie na 800 m. "Tak naprawdę plan ma mnie doprowadzić do szybkiego biegania na 800 i 1500 m. Na razie jednak skupiamy się na tym krótszym dystansie, bo pierwsze starty mam zaplanowane właśnie w tej konkurencji. Chciałabym zrobić kwalifikację olimpijską, ale nie porzucam "półtoraka". Mój trening nie jest ukierunkowany pod jeden konkretny dystans" - zapewniła. Był jednak już w karierze Cichockiej okres, w którym porzuciła 800 m. Rywalizowała wówczas głównie na 1500 m i wydawało się, że właśnie na tym dystansie zostanie. Angelika Cichocka: Chciałabym zrobić kwalifikację olimpijską "Bo po prostu wydawało mi się, że nie jestem już na tyle szybka, żeby mieć szansę na dwóch okrążeniach. Ale okazuje się, że to wszystko jest kwestia treningu. Teraz w hali czułam się świetnie i daję 800 m kolejną szansę. Ale chcę spróbować zrobić minimum na obu dystansach. Super byłoby się zbliżyć do rekordów życiowych" - oceniła. Pierwsze dwa starty ma zaplanowane na 18 i 21 maja, odpowiednio, w Ostrawie i niemieckim Dessau. "Chciałabym mocno zacząć. W tym sezonie nie można czekać. Nie ma czasu na rozkręcanie się. Startów jest mało, część zawodów jest ciągle odwoływana bądź przekładana. Z 10 szans nagle robią się cztery. Trzeba to brać pod uwagę i od razu być na wysokich obrotach. Wszystko jest skondensowane i trzeba się nastawić na mocne bieganie od początku" - przyznała. Pewność, że nadal jest w stanie rywalizować z najlepszymi odzyskała dopiero zimą. "W hali złapałam fajny poziom i dzięki temu jest mi łatwiej się przygotowywać niż w zeszłym sezonie, kiedy wszystko było niewiadomą. Teraz wiem, że jest dobrze i kontynuujemy ciężką pracę. Francuskie Font-Romeu to ostatnie zgrupowanie w górach przed startami w maju i czerwcu" - przekazała. Angelika Cichocka szlifuje formę w Font-Romeu Niedawno wraz z Kszczotem i Lewandowskim wróciła ze zgrupowania w Kenii. Najbardziej narzekała wówczas na... pogodę. W Polsce temperatury były znacznie niższe i musiała wyciągnąć wszystkie zimowe ubrania. Zresztą te wzięła ze sobą także do Francji, bo tam aura też biegaczy nie rozpieszcza. "Do ciepłego jest łatwiej się przyzwyczaić, a teraz w całej Europie jest zimno. Sprawdzaliśmy też inne lokalizacje, jak Sankt Moritz czy Livigno, ale wszędzie są zapowiadane niskie temperatury i deszcz. Po prostu trzeba zrobić to, co musimy najlepiej jak można. Trudno. Nie ma co narzekać. Nie jest to Kenia, ale to też jest super miejsce. Poza tym jestem optymistką, więc mam nadzieję, że prognozy się nie sprawdzą i słoneczko choć na trochę wyjdzie" - przyznała zawodniczka SKLA Sopot. Font-Romeu zostało przez nich wybrane, ponieważ najłatwiej było załatwić wszelkie formalności. "W Szwajcarii nie mielibyśmy dostępu do siłowni i obiektów sportowych, a tu w porozumieniu z komitetem olimpijskim i znajomym trenerem udało się to załatwić. Wszystko działo się na ostatnią chwilę. W czwartek dowiedzieliśmy, że lecimy w poniedziałek. Zostajemy do 18 maja i zjeżdżamy prosto do Ostrawy" - poinformowała. Właśnie ze względu na temperatury zawodnicy zastanawiali się, czy nie lepiej jeszcze raz polecieć do Kenii. Odstraszyła ich jednak podróż. "Ze względu na obostrzenia związane z pandemią region Nairobi jest zamknięty, więc wszystkie loty krajowe są odwołane. Podróż wydłużyła się przez to o dziewięć godzin, bo busem trzeba byłoby się dostać ze stolicy do Iten. Podróż na obóz nie byłaby może wielkim problemem, ale powrót ze zgrupowania prosto na start byłby trudny" - podsumowała Cichocka.