O uzależniających właściwościach biegania nie trzeba przekonywać nikogo, kto sam spróbował tej dyscypliny sportu i przynajmniej raz, chociażby z powodu kontuzji został zmuszony do dania swojemu ciału chwili oddechu. Silna tęsknota za aktywnością nierzadko powoduje, że trudno jest odnaleźć się w codzienności bez ukochanego sportu. Alicia Judy pokonywała biegowe ścieżki, czerpiąc z radość ze swojej pasji. Przed rokiem jej życie zawisło jednak na włosku po tym, jak podczas wycieczki szlakiem w Arizonie, wpadła do opuszczonego szybu kopalni. Początkowo wydawało się, że nikt nie odnajdzie biegaczki, ale racjonalne działanie pozwoliło jej na wyjście z trudnej sytuacji niemal bez szwanku. O północy po kilku godzinach oczekiwania, zespół ratunkowy wydostał kobietę z pułapki, a ta, jak się okazało, nie odniosła większych niż zadrapania i parę siniaków obrażeń. Niecałe dwa tygodnie po pechowym zdarzeniu Judy stanęła na starcie ultramaratonu. Do pokonania było 60 km, a bieg zakończyła na piątym miejscu. Nie wydawało się, więc, że biegaczce cokolwiek dolega, a już z pewnością nie zdawała sobie sprawy z tego, że wkrótce rywalizacja może pozostać już tylko pięknym wspomnieniem. Kilka tygodni później kobieta zaczęła budzić się w nocy dręczona koszmarami. Pojawił się strach i ataki paniki podczas biegania. "W moim śnie czułam się, jakbym upadała. Budziłam się spocona w środku nocy. W trakcie biegu byłam naprawdę niespokojna, a moje serce zaczynało bić mocniej ze strachu. Pojawiły się też mdłości" - powiedziała Alicia Judy. Dłuższe biegi stały się dla niej zbyt niebezpieczne. Odpuściła. Bała się, że wpadając w panikę, zgubi się na terenowej trasie. Nie radziła sobie z nową rzeczywistością oraz paraliżującym ją strachem. Szybko okazało się, że wypadek, który nie pozostawił na jej ciele niemal żadnego śladu, znacznie poważniejsze obrażenia wyrządził w jej psychice. Biegaczka cierpiała na zespół stresu pourazowego. Nieoceniona pomoc przyszła ze strony jej przyjaciół, którzy tej samej choroby doświadczyli na własnej skórze. Chciała postawić na cierpliwość i stopniowe zwiększanie długości dystansu. Studiowanie map, zegarek z dokładnym GPS-em - to miało pomóc jej w przezwyciężeniu słabości. "Byłam zamrożona w panice" - relacjonował swoje przeżycia z wycieczek, gdy czasami przerażenie brało nad nią górę. "W biegach terenowych chodzi o to, aby robić ciężkie rzeczy i czuć się komfortowo, podczas tego, co nie jest komfortowe. Chciałam znów poczuć komfort podczas wykonywania trudnych i niekomfortowych czynności" - stwierdziła biegaczka. Uzdrawiający wpływ na pasjonatkę sportu miał... bieg. Tym razem postanowiła pomóc przemierzyć trasę swojemu chłopakowi, który zapisał się na 100-kilometrowy ultramaraton. Debiut bliskiej osoby wzmógł w niej siły do sprostania wyzwaniu i wspierania mężczyzny. Zarzekła się, że spróbuje biec nocą. "To był wyścig innej osoby, nie mój. Nie chciałam go zawieść. Nie zgubiliśmy się, nikt nie upadł i ani razu nie czułam się spanikowana" - wspominała Alicia Judy. Ultramaraton okazał się zbawienny w procesie powrotu do normalności. Jak sama zauważyła, "bieganie karmi jej duszę". Historia kobiety utwierdza w przekonaniu, że o swoją pasję czasami trzeba zawalczyć. Prawdziwa miłość do sportu nie jest usłana różami. Jej siłą było to, że pomimo trudnego doświadczenia, uparcie chciała przekonać swój umysł do tego, że nadal kocha biegać. Dzisiaj Judy znów pokonuje szlaki, wracając również do miejsca, gdzie przed rokiem mogła na zawsze pożegnać się nie tylko z pasją, ale również ze swoim życiem.