Wynik 7.54 oznacza, że Szymańskiemu zabrakło tylko jednej setnej do rekord życiowego. Jakub Szymański po awansie do finału: Wszystko szło tak, jak w zegarku - Jeszcze nie dałem z siebie 110 procent. Na wybiegu starałem się bardziej panować nad tym, by w nikogo nie wbiegać i nie schodzić z toru. Chodziło o to, by zachować spokój. Biegnąc nad płotkami czułem, że mam dobrą odległość, nawet nie było blisko zahaczenia. Wszystko szło tak, jak w zegarku - podkreśliła wschodzą gwiazda polskiej reprezentacji. Szymański - zdaniem sporej grupy ekspertów - jest kandydatem do podium, ale miejsca na najniższym stopniu nie zamierza brać w ciemno. - Z jednej strony wziąłbym brązowy medal, ale nie byłoby wtedy 'funu', a więc czegoś, co wydaje się niemożliwe, dopóki się tego nie osiągnie, czyli na przykład rekordu Polski. Chcę to wszystko przeżyć, a nie z łatwością dostać medal. Chciałbym go sobie wywalczyć - mówił Szymański, a teraz potwierdził swoje słowa. - Chcę przejść tę piękną drogę. Liczę na medal, ale nie będę o nim myślał, żeby móc skupić się na jak najlepszym biegu. W decydującej rozgrywce dam z siebie wszystko, nawet z padem na metę, po którym mogę się wywalić. Jeśli pobiegnę rekord życiowy, a taki jest mój cel, to wówczas na pewno będę wysoko w stawce. Akcja z "Tajniakami". Oto plan odstresowania się przed finałem Ten dzień zaczął się dla Szymańskiego o wiele lepiej niż sobota. - Wczoraj, pomimo tego, że mogliśmy wstać godzinę później, czułem się o wiele gorzej. Jednak organizm się przyzwyczaił, dzisiaj wstałem prawą nogą i od razu poczułem, że mogę normalnie otworzyć oczy. Dzięki temu mogłem spokojnie zjeść śniadanie, a nie myśleć o łóżku i spaniu. Wynik to też pokazał, choć jednak w bieganiu turniejowym nie wolno tego porównywać - opowiedział Szymański. Przed finałem (godz. 19:05) nasz płotkarz zaserwuje sobie najpierw standardowy rytuał, a później liczy na pomoc kolegów. - Truchtanie, rolowanie i lekkie rozciąganie, później prysznic i odcięcie głowy od tego, co mnie czeka. Pobędę z chłopakami, czyli z Damianem Czykierem i Norbertem Kobielskim, którzy mają pokój obok. Może pogramy sobie w jakieś planszówki, żeby się odstresować. Akurat Damian przywiózł taką jedną, w którą już wszyscy graliśmy, czyli "Tajniacy" - wyznał zawodnik SKLA Sopot. Artur Gac ze Stambułu