- Myślałem realnie o przyszłości, o zapewnieniu bytu sobie i rodzinie. Kto inwestuje w dzieci, młodzież? Do spijania śmietanki jest wielu chętnych. Jak będziesz mistrzem, będzie kasa. Ale dojście na szczyt kosztuje wiele, także zdrowia - powiedział. Przypomniał, że za brązowy medal mistrzostw Europy w Barcelonie w 2010 roku dostawał ministerialne stypendium 1600 zł brutto miesięcznie. - Sport to jest praca, a lekkoatletyka to nie piłka nożna. Tu nie ma wieloletnich kontraktów o niebotycznych kwotach. Czasami jest tak, że jeden mały błąd i... nie ma ciebie, wielomiesięczna praca idzie na marne. I to nie jest tylko problem fizycznego wysiłku, wielu wyrzeczeń. Trzeba też pracować głową, która bez relaksu, odpoczynku, będzie zawodzić - zaznaczył. Kszczot przyznał, że dziś bardziej niż kiedyś docenia porady szkoleniowców. - Mimo że zmieniłem trenera, nie zapomnę wkładu w moją karierę poprzedniego, Stanisława Jaszczaka. Od roku współpracuję ze Zbigniewem Królem, który bardzo dobrze opracował plan taktyczny, a ja go wykonałem. Miałem pięć, a nawet sześć różnych scenariuszy na ten bieg - powiedział złoty medalista. Zwrócił też uwagę również wielkie wsparcie, jakie otrzymuje ze strony swojego fanklubu i nie tylko. - Czekam już niecierpliwie na spotkanie z narzeczoną. W październiku zajdą wielkie zmiany u małego człowieka - poinformował. Z Zurychu Janusz Kalinowski