Sprawdź, kiedy nasi będą walczyć o medale! "Po tym sukcesie przede wszystkim odzyskałem wewnętrzny spokój. To była piękna chwila, wracamy jednak do rzeczywistości, bo teraz kolejne starty. Jechałem do Chin po medal, zdobyłem, więc jest OK" - powiedział krótko po dekoracji. Zawodnik RKS Łódź uważa, że Rudisha, z którym przegrał we wtorek, jest do pokonania. "Już teraz było widać, że nie odbiega mocno od nas. By go jednak pokonać za rok w Rio de Janeiro w igrzyskach olimpijskich jeszcze trochę śrubkę na treningach trzeba będzie przykręcić" - przyznał. Gratulacje po sukcesie spływały z całego świata. "Nie tylko rodzina i najbliżsi, ale podchodzili do mnie także zawodnicy z innych państw. Udzieliłem wielu zagranicznych wywiadów. Chyba to jakaś sensacja. Prawda jest taka, że to jest konkurencja bardzo widowiskowa. Dobrze się ją sprzedaje. Wszyscy doceniają ten dystans. Cieszę się, że mogę uczestniczyć w tym wszystkim" - dodał. Do Pekinu leciał z jasnym celem. "Jak się jedzie na imprezę, trzeba założyć sobie pewne cele. Gdybym powiedział sobie, że chcę wejść tylko do finału, to później byłoby trudniej się zmobilizować. Dlatego właśnie założenie było takie, żeby walczyć o podium. Wiedziałem, że jestem dobrze przygotowany, wszystko wskazywało na to, że jak nic nie popsuję, powinienem wrócić do kraju z krążkiem" - zaznaczył. Kszczot znany jest i z tego, że wszystko analizuje. Nic nie dzieje się przypadkiem. "Nie chcę marnować czasu swojego i trenera. Staram się zawsze znaleźć najlepszą drogę dojścia do dobrych wyników, stąd się bierze drążenie dziury w całym. Trener Zbigniew Król też nie jest czasami szczęśliwy, gdy po raz kolejny zadaję pytania, ale jakoś sobie z tym radzi" - przyznał. Ale Król musi też często Kszczota... hamować. Mistrz Europy niejednokrotnie sam chciał więcej trenować. Nie dopuszczał do tego szkoleniowiec. "W takich sytuacjach dochodzi do gry argumentów. Zawsze dochodzimy do jakiegoś kompromisu. Zgadzam się - nie zawsze trzeba bardzo mocno trenować, ale moje upieranie się też przynosi czasami efekty" - ocenił. W przeciwieństwie do innych polskich zawodników, Kszczot nie wyjeżdża na zgrupowania do Kenii czy Etiopii. "Bo mi się Zakopane podoba. Jest u nas w kraju takie miejsce, gdzie można przygotować taką formę. Nie widzę potrzeby wyjazdu do Etiopii czy Kenii. W stolicy Tatr odwiedzać mnie mogą bliscy. W razie zdarzenia losowego mam blisko do domu i nie muszę załatwiać wszystkiego na odległość. Najeździłem się już po świecie i nie do końca mi się już chce. Do Zakopanego mam cztery godziny jazdy, a do Afryki podróż trwa ok. 18-20 godzin. Żadna przyjemność" - powiedział. Rocznie przebiega ok. 3,5 tysiąca kilometrów. Jest ponad 200 dni rocznie poza domem. I już teraz wie, że nigdy nie zostanie trenerem. "Zawodnik, który odnosi sukcesy, nigdy nie powinien być szkoleniowcem. Ja jestem koniem treningowym, a wtedy jako trener zajeżdżałbym zawodników. To się zatem mija z celem, nie ma sensu zatem się za to zabierać" - uważa. Gdy sportowcy starają się zrzucić kilogramy, Kszczot ma problem z przybraniem. Czasami dochodzi do sytuacji, w których musi przytyć. "Moim problemem jest przybieranie na wadze. Przez ostatnie miesiące walczyłem o to, by mi nie spadała. Jak? Chociażby zajeżdżałem na stacje mojego sponsora - Orlenu na wielkie hot-dogi" - wspomniał. Na ten sezon ma jeszcze jeden cel - poprawienie rekordu Polski, który od 2001 roku należy do Pawła Czapiewskiego i wynosi 1.43,22. "Czuję, że jestem dobrze przygotowany. Na 800 m składa się jednak wiele drobnych elementów. Oczywiście fajnie byłoby taki wynik uzyskać, ale trzeba mieć to w garści, a nie o tym mówić. A jeśli nie zrobię to znaczy, że nie byłem w stanie. Wiem, że jestem wytrenowany na rekord Polski, ale czy padnie? Zobaczymy w najbliższych startach" - zaznaczył. Dotychczas "Biało-czerwoni" wywalczyli pięć medali: złoty Paweł Fajdek (Agros Zamość) w rzucie młotem, srebrny Adam Kszczot (RKS Łódź) w biegu na 800 m i brązowe: Wojciech Nowicki (Podlasie Białystok) w rzucie młotem oraz tyczkarze Paweł Wojciechowski (CWZS Zawisza Bydgoszcz) i Piotr Lisek (OSOT Szczecin).