Ogromne sukcesy w sporcie nie zawsze idą w parze z bezproblemowym, pełnym wyłącznie radości, życiem. A wręcz chyba nigdy się tak nie zdarza. Boleśnie przekonała się o tym multimedalistka olimpijska w biegu na 400 metrów, Justyna Święty-Ersetic. Całkiem niedawno była w punkcie, w którym stawiła czoła chorobie. Zmierzyła się z depresją, o czym opowiada teraz w Podcaście Olimpijskim Interii. "To był dziwny i inny moment w moim życiu. Tak naprawdę wychodziłam na treningi z musu, nie sprawiało mi to żadnej przyjemności. Wszystko wręcz mnie irytowało. Nie miałam czegoś takiego, co sprawiałoby mi przyjemność. I nie mówię stricte o treningach, ale także pozasportowych sprawach. Potrafiłam przyjść do pokoju i płakać nie wiadomo, z jakiego powodu. A tak się raczej nigdy nie zachowywałam, raczej byłam twarda jak skała" - opowiada lekkoatletka. I dodaje: Gdy była na obozie w Turcji, spotkała się z panią psycholog. "Potrzebowałam porozmawiać z kimś z zewnątrz, wyżalić się. Nie potrafiłam nic z siebie wykrztusić, tylko zalewałam się łzami" - tłumaczy. Wtedy zrozumiała, że dzieje się z nią coś naprawdę niepokojącego. Potem pojawił się uraz i ból. Wtedy Święty-Ersetic zrezygnowała z sezonu, nie miała sił, by kontynuować pracę. "Rozłożyłam ręce i się poddałam" - mówi. Później od psycholog usłyszała, że najprawdopodobniej zmaga się z depresją. Justyna Święty-Ersetic zachorowała na depresję. "Nie przypuszczałam, że znajdę się w takim stanie" Justyna Święty-Ersetic nie zamierza kryć prawdy. "Podjęłam się leczenia" Dla Justyny Święty-Ersetic to było o tyle trudne, że nie była gotowa, aby całkowicie zakończyć karierę. Nie miała planu B na życie. Podjęła więc walkę z chorobą i walkę o powrót chęci i motywacji do dalszego uprawiania sportu. "Podjęłam się leczenia i efekty widziałam z tygodnia na tydzień. Tych łez było coraz mniej i już potrafiłam normalnie rozmawiać" - wspomina. Dziś przygotowuje się do igrzysk olimpijskich w Paryżu, które prawdopodobnie będą jej ostatnią tego typu imprezą w sportowej przygodzie. Co dalej, co po zakończeniu sportowego rozdziału? Lekkoatletka na pewno nie jest finansowo zabezpieczona tak dobrze, jak świetnie zarabiający polscy piłkarze czy siatkarze, którzy zdają się ustawieni do końca życia. "Oczywiście, na początku bym sobie poradziła, bo nie jestem osobą rozrzutną. Ale na pewno nie mogę powiedzieć, że dotrwałabym do etapu, w którym będą babuszką, żeby do końca życia nic nie robić. Raczej nie mogę sobie na to pozwolić, ale z drugiej strony ja bym też tak nie dała rady" - twierdzi. Z tego, co do tej pory zarobiła w sporcie, nie była w stanie poczynić spektakularnych inwestycji. Pieniądze do tej pory lokowała przede wszystkim we własny dom. Lecz to może się niebawem zmienić. "Myślę, żeby gdzieś ulokować pozostałą część pieniędzy, żeby to powoli zarabiało na siebie. Mam już pomysł" - zapowiada. Może żyć spokojnie z tego, co zarobiła, natomiast trudno tu mówić o jakiejś gigantycznej fortunie. "Mogę żyć spokojnie, ale nie w nie wiadomo jakich luksusach, bo po prostu takich pieniędzy w lekkiej atletyce się nie zarabia i myślę, że długo nie będzie się zarabiało. Po zakończeniu kariery nie będę musiała iść od razu do pracy, ale nie jestem ustawiona, jak piłkarze, do końca życia albo nawet na dalsze pokolenia" - podsumowuje. Święty-Ersetic pokazała romantyczne zdjęcie z mężem. Mają co świętować