Niewiele było w polskim sporcie tak barwnych postaci jak on, potomek szlacheckiego rodu z Litwy. Ojciec - również Władysław, a właściwie Vladislavas Komaras - reprezentował barwy Litwy w biegu na 110 m przez płotki. W czasie drugiej wojny światowej był oficerem kontaktowym Armii Krajowej, co przypłacił tragiczną śmiercią - został zakopany żywcem przez litewskich faszystów w swoim majątku Rogówek w 1944 roku. "Gdy wręczano mi złoty medal olimpijski w Monachium, pomyślałem o ojcu. Pociekły mi wtedy łzy po policzkach, ale wówczas nikt nie wiedział z jakiego powodu. Przypuszczano, że to ze wzruszenia po tym, jak stanąłem na najwyższym stopniu podium" - wspominał później trzykrotny uczestnik igrzysk, dwukrotny medalista mistrzostw Europy. Po tragicznej śmierci męża, matka Komara - Wanda, mistrzyni i rekordzistką Polski w pchnięciu kulą - uciekła wraz z dziećmi do Polski. Okres szkoły podstawowej przyszły sportowiec spędził w prowadzonym przez siostry zakonne sierocińcu w Otorowie koło Poznania. Do liceum chodził w Pruszczu Gdańskim, a później studiował na poznańskiej AWF, gdzie w 1974 roku otrzymał tytuł magistra wf o specjalności sport. Od 15. roku życia uprawiał boks; od wagi koguciej do ciężkiej. W ciągu pięciu lat - jak wyliczono w jego sylwetce na portalu olimpijski.pl - stoczył 76 walk, z których przegrał tylko 12. Karierę pięściarską przerwał ciężki nokaut z rąk Giorgio Masteghina podczas meczu polskich młodzieżowców z Włochami. Ze względu na posturę próbował też sił w rugby, ale później wybrał lekkoatletykę. Świetnie zbudowany, jowialny Komar łączył sportową karierę z bogatym życiem towarzyskim i rolą czołowego wówczas polskiego playboya. Przez bezkompromisowe zachowanie, często wymykające się schematom i regułom, nie był ulubieńcem władzy. Jednak mimo wielu nie zawsze chwalebnych historii, do tego często przejaskrawionych i nadmiernie rozdmuchanych, nie tracił jednak na popularności wśród kibiców, także ze względu na - jak ocenił jeden z zagranicznych dziennikarzy - "dobroć bijącą z jego twarzy" i "niewinne, jakby ciągle zdziwione oczy". 9 września 1972 roku w stolicy Bawarii przyszło apogeum jego sportowej kariery. Już w pierwszej próbie "znokautował" rywali uzyskując odległość 21,18 m, co było rekordem olimpijskim. Dalej - ledwie o centymetr - pchnął tylko raz; dwa lata później w Warszawie. Komar w Monachium przełamał olimpijską hegemonię Amerykanów, jak głosi legenda, iście "zagłobowym fortelem". Na porannym treningu w przeddzień konkursu wziął lżejszą kulę (regulaminowo waży 7,26 kg) i "porobił dziury" na rzutni w granicach 22 metrów. Trenujący po nim rywale ze zdumieniem oglądali te ślady. Po pierwszej fantastycznej próbie w konkursie Polaka, wówczas 32-letniego brodacza ważącego 120 kg, przeciwnicy byli jak sparaliżowani. Tylko George Woods zbliżył się do tego wyniku, osiągając 21,17 m. Po zakończeniu przygody ze sportem, co miało miejsce w 1980 roku, rozpoczął karierę artystyczną. Występował na estradzie, scenie, grał w filmach, m.in. w "Borysie Godunowie", serialu historycznym "Przyłbice i Kaptury", "Piratach" Romana Polańskiego, "Mów mi Rockefeller", gdzie wcielił się w rolę samego siebie, wreszcie w "Kilerze". Reżyserzy obsadzali go - ze względu na posturę - w roli siłaczy, osiłków, przestępców. Komar zginął w wypadku drogowym 17 sierpnia 1998 roku wraz z mistrzem olimpijskim z Montrealu w skoku o tyczce Tadeuszem Ślusarskim. pp/ pc/ krys/