Obie Polki znalazły się od razu w biegu eliminacyjnym, choć jeszcze niedawno wydawało się, że Magdalena Stefanowicz będzie jednak musiała się przebijać przez prekwalifikacje. Dla Swobody miał to być bieg sprawdzający formę, liczyliśmy na pewnie miejsce w czołowej trójce i bezpośredni awans do półfinału. A druga z Polek raczej została "skazana" na repasaż, tak mocną miała stawę. I nawet wyrównanie rekordu życiowego niewiele by tu zmieniło. Ewa Swoboda w półfinale igrzysk olimpijskich. Dobra forma i duża nadzieja Zanim Polki stanęły na starcie, już pojawiły się fantastyczne wyniki. Mistrzyni świata Sha'carri Richardson zwalniając i biegnąc na luzie, uzyskała 10.94 s, Julien Alfred, rywalka Swobody z hali - za chwilę 10.95 s. Stefanowicz pojawiła się w trzeciej serii, jeszcze przed Swobodą. Tu raczej nie było wątpliwości, że Polka da radę znaleźć się w czołowej trójce, stawka była zdecydowanie za mocno. Zwłaszcza, że był to niezwykle szybki bieg, padł rekord Węgier, a Daryll Neita uzyskała najlepszy czas w sezonie - 10.92 s. Stefanowicz była siódma - 11.47 s. Swoboda pojawiła się w piątym wyścigu, jej najgroźniejszą rywalką była tu mistrzyni Europy Dina Asher-Smith, ale też Nigeryjka Rosemary Chukwuma - 10.88 w tym roku. Gdyby te trzy nie dostały się do półfinału, byłaby to niespodzianka. Do takiej jednak nie doszło, Polka, skoncentrowana, nie zamierzała się oszczędzać. Choć początek był nerwowy Brazylijka Azevedo ruszyła za szybko, nie było nawet strzału. Poprawka nastąpiła ze wszystkimi, Polka świetnie ruszyła. I wygrała, choć Asher-Smith nie rywalizowała na maksa. Polka finiszowała w 10.99 s,, jako szósta dzisiaj zeszła poniżej 11 sekund. I pobiegnie w sobotę w półfinale. W eliminacjach aż osiem zawodniczek uzyskało czasy poniżej 11 sekund, najszybciej pobiegł doświadczona Iworyjka Marie-Josee Ta Lou-Smith (10.87 s). A przecież nie wszystkie biegły "na maksa". To tylko pokazuje, jak ciężko będzie znaleźć się w najlepszej ósemce.