W rozmowie ze Sport.pl, jaka ukazała się tuż przed mistrzostwami świata w Budapeszcie, Robert Korzeniowski powiedział: "Pracę dla PZLA skończyłem w czerwcu. Po serii nieporozumień między mną a zawodnikami w postrzeganiu obowiązków, treningów, celów. Celów też życiowych, takich jak zdefiniowanie siebie w trakcie kariery sportowej przez Katarzynę Zdziebło. W końcu zdecydowałem, że nie będę dłużej zabiegał o to, żeby treningi były na moich zasadach". Dziś kadrowicze twierdzą, że Korzeniowski, który pracował na tych MŚ dla Eurosportu, złamał "pakt o nieagresji", bo podobno obie strony miały nie wracać do tego, jak wyglądała praca w kadrze. Trener Natalii Kaczmarek walczył z nerwami. "Ostatnie 100 metrów strasznie się ciągnęło" Nasi mistrzowie mieli kłopoty na trasie chodu Jaki jest obraz tej reprezentacji po mistrzostwach świata w Budapeszcie? Katarzyna Zdziebło, dwukrotna wicemistrzyni świata z ubiegłego roku, a także wicemistrzyni Europy, dwa razy była ścigana z trasy przez sędziów. Ona sama przyznała, że problemem nie jest dla niej wydolność, ale technika. O ile na 20 kilometrów szła słabo, o tyle na 35 kilometrów, włączyła się do walki o medal. - Zaskoczyłam chyba rywalki, ale też wiele innych osób. Udowodniłam też sobie, że jeśli poprawię technikę, to znowu wszystko wróci na dobre tory - powiedziała Zdziebło. Chodu na 35 kilometrów nie ukończył też mistrz olimpijski Dawid Tomala, podobnie jak Artur Brzozowski. Na 26. pozycji do mety doszedł Jakub Jelonek. Najlepszy wynik w kadrze zanotowała Olga Chojecka. Była ósma i pobiła rekord życiowy. - Bardzo się z tego cieszę, choć wolałabym walczyć o wyższe cele, bo wiem, że stać mnie na to. W spokoju przygotowywałam się do tego startu. Uwielbiam pracować w takiej atmosferze, kiedy nie ma niepotrzebnych nerwów - powiedziała po starcie. Kadrowicze rozczarowani zachowaniem Roberta Korzeniowskiego Zapytana, czy w takim razie w pracy z Korzeniowskim, nie było takiego komfortu, odparła: Wywołana do tablicy zawodniczka przyznała, że praca z Korzeniowskim nie pozwalała jej zachować indywidualności. Do tego - jak mówiła - w rozmowie z Łukaszem Jachimiakiem ze Sport.pl, ten nawet nie spojrzał do jej dzienniczków treningowych. Dla Zdziebło zajęcia z mistrzem olimpijskim były szybkie i zbyt długie, jeśli chodzi o kilometraż. Nie dostosowywał on treningu do zawodników. Z Korzeniowskim nie trenował Tomala, ale ośmielił się on powiedzieć sporo o pracy z kadrą legendy polskiego sportu. "On z różnych przyczyn - zdrowotnych, ale też z powodu trudności z udźwignięciem sukcesu względem własnego zaangażowania w różne inicjatywy - nie zaznaczył swojej obecności w świecie wielkiego sportu przez dwa lata od złota z Tokio" - tak Korzeniowski mówił o mistrzu olimpijskim z Tokio w rozmowie ze Sport.pl. Nasz mistrz olimpijski przyznał, że po sukcesie w Tokio miał wiele aktywności, ale zawsze to było w wolnej chwili od treningów. Poza tym - jak przyznał - jeździł po szkołach, by promować lekkoatletykę. - Wracając do Roberta Korzeniowskiego, to przecież mógł przyjść i porozmawiać w cztery oczy. Tak się chyba załatwia takie rzeczy w drużynie, a nie za pomocą mediów - mówił Tomala. Dopytywany o konkrety dotyczące byłego trenera kadry, odparł: - Kiedy jeździł na obozy, to więcej czasu poświęcał social mediom i wycieczkom niż treningowi. W momencie, gdy zawodnicy powinni odpoczywać, on kazał im nagrywać filmiki. Była taka sytuacja, kiedy dziewczyny chciały jechać na trening, ale nie mogły, bo Robert zabrał samochód, by pojechać na wycieczkę z żoną. Jest wiele takich rzeczy, które jeśli wypłyną, to nie będzie tak fajnie. W treningu nie było w ogóle dialogu. Jeśli coś nie szło po myśli Roberta, to był krzyk. Nie potrafił wysłuchać drugiej osoby. Kartka przyjmie wszystko, ale zawodnik nie zawsze wszystko zniesie. Bywało, że nie pojawiał się na treningu albo się na niego spóźniał. Na obozy przyjeżdżał z żoną. Owszem, wielu trenerów czasami zabierało małżonki, ale w przypadku Roberta to było nagminne. Są pewne granice. Kiedyś też trzeba się skupić na swojej robocie. Z Budapesztu - Tomasz Kalemba, Interia Sport Co za radość! Narzeczony Natalii Kaczmarek powalił trenera na ziemię. Ktoś zaintonował "Gorzko! Gorzko!"