W dowodzie osobistym ma zapisane nazwisko Krystsina Tsimanouskaya. Jak się jednak okazało, nikt nie powiedział jej, że może sobie spolszczyć imię i nazwisko. Dlatego w rozmowie z Michałem Chmielewskim z TVP Sport prosiła, by pisać ją Krystyna Cimanowska. Świeżo upieczona reprezentantka Polski, bo zgodę na start otrzymała ledwie kilkanaście dni temu, nie przebrnęła eliminacji w biegu na 100 metrów. W mistrzostwach świata po raz pierwszy biegała ten dystans. Jest bowiem specjalistką od 200 metrów. Niesamowita walka Polaka. To była droga z piekła do nieba. "Pokazałem, że mam jaja" Nerwowy początek, ale była radość Bieg z udziałem Cimanowskiej był nerwowy i rozgrywał się dość długo. Ze względu na falstart. Początkowo wydawało się, że to właśnie Polka go zrobiła, ale ostatecznie padło na Brytyjkę Imani Lansiquot. - Na rozgrzewce czułam, że jestem mocna i chciałam pobiec szybciej. Podeszłam do tego występu bez stresu. Nie jestem zadowolona z tego biegu. Zdenerwowałam się po falstarcie i to mnie usztywniło - powiedziała Cimanowska. Żałowała, że tak późno dowiedziała się o możliwości startu w MŚ, bo wówczas inaczej zaplanowałaby przygotowania do tej imprezy, a tak dla niej głównym celem na ten sezon były mistrzostwa Polski. Polka oblegana przez zagranicznych dziennikarzy Dla Cimanowskiej to była wyjątkowa chwila. Żaden z polskich lekkoatletów w tegorocznych mistrzostwach świata nie był tak oblegany przez zagranicznych dziennikarzy, jak właśnie Cimanowska. - Dziennikarze z zagranicy pytali mnie, jak mieszka mi się w Polsce. Chcieli wiedzieć, czy mam w nowym kraju przyjaciół, a także to, czy będę startowała w igrzyskach olimpijskich - relacjonowała Cimanowska. Z Budapesztu - Tomasz Kalemba, Interia Sport Sprinterka uciekła Łukaszence do Polski. "Chcieli mi zrobić krzywdę"