Wojciech Nowicki był zdecydowanym faworytem konkursu w lekkoatletycznych mistrzostwach świata w Budapeszcie. Polak był przecież liderem światowych tabel, a do tego zanotował w tym sezonie wiele zwycięstw. W stolicy Węgier musiał jednak ustąpić pola świetnie dysponowanemu 21-letniemu Kanadyjczykowi Ethanowi Katzbergowi. Wyjątkowa chwila. Polka była oblegana przez zagranicznych dziennikarzy Takiego konkursu dawno nie było. Wojciech Nowicki: chcę się cieszyć tym, co robię To był pasjonujący konkurs. Najlepszy, w jakim brał pan udział kiedykolwiek w imprezie mistrzowskiej? - Tak. I to najbardziej mnie cieszy. Nawet gdybym był poza podium, to również byłaby we mnie radość, bo startować w takim konkursie to była czysta przyjemność. Walczyliśmy do ostatniej kolejki. Dzięki temu byłem bardzo zmotywowany, żeby rzucać jak najlepiej. I to mnie cieszy. Kanadyjczyk był jednak tego dnia bezkonkurencyjny. Miał swój dzień. Był fenomenalny. Jestem pod wielkim wrażeniem i pełen podziwu, że w tak młodym wieku można tak daleko rzucać. Życzę mu jak najlepiej. Najważniejsze, żeby był zdrowy, rozwijał się i rzucał tak daleko, jak do tej pory, bo to dla mnie też jest dodatkowa motywacja. Nie zdobyłem złotego medalu i jestem drugi, ale jednak jestem bardzo zadowolony. Rzuciłem 81 metrów i miałem dobrą serię. Trzeba było daleko rzucać na medale. - Tak, jak mówiłem po eliminacjach. Koło sprzyjało dalekim rzutom. Ten konkurs pokazał, że młodzi zawodnicy cisną nas po plecach. Z roku na rok trzeba będzie walczyć, by nie ustępować im pola. Trzeba się z tym liczyć, że niedługo dojdzie do takiej sytuacji, że zarówno ja, jak i Paweł wrócimy bez medalu dużej imprezy. Będzie coraz ciężej. To jest nieuniknione. Nie zdobył pan złotego medalu, a widać jednak wielką radość. - Zawsze skupiam się na swoich rzutach i dzisiaj po prostu podobało mi się moje rzucanie. Wychodziło to, nad czym pracowaliśmy pod kątem igrzysk. To dobry prognostyk przed Paryżem, który jest moim głównym celem. Jestem już chyba na takim etapie, że nie żyję już tylko samymi medalami, ale chcę się cieszyć tym, co robię. To nie był dla pana łatwy sezon, bo były też problemy zdrowotne. - Rzeczywiście. Było ich trochę, ale nie będę się żalił, bo to nie ma sensu. Żaden rywal przecież nie patrzy na to, czy coś cię boli, czy nie. Trzeba robić swoje. Czasem nawet z bólem. Na szczęście w czasie mistrzostw świata nic nie bolało. Dobrze się czułem. W Budapeszcie - notował Tomasz Kalemba, Interia Sport Niesamowity gaz Ewy Swobody. "Myślałam, że to dla mnie koniec"