Potworny upał, 30 stopni w cieniu, zapewne blisko 50 tuż przy tartanie - takie warunki dla specjalistów od sportów wytrzymałościowych często są utrapieniem, mają wpływ na wynik. Inaczej jest jednak u sprinterów - oni lubią ciepło, mięśnie szybko się rozgrzewają. Gdy dołożymy bardzo szybką nawierzchnię, a taka jest w Budapeszcie, można się spodziewać bardzo dobrych wyników. Nawet w eliminacjach, zwłaszcza w sprincie, gdzie zbytnie kombinowanie może okazać się zgubne. Ewa Swoboda kombinować zaś i oszczędzać się nie zamierzała. Brutalne zderzenie z programem MŚ. Polak został poszkodowany, kuriozalna zmiana w nocy A że jest w tym sezonie w bardzo dobrej formie, to już wiedzieliśmy. Miesiąc temu pobiła swój rekord życiowy - w Diamentowej Lidze w Chorzowie uzyskała znakomity czas 10.94 s. Zaledwie o jedną setną gorszy od rekordu Polski Ewy Kasprzyk z 1984 roku. No i taki, który daje realną szansę na zajęcia miejsca wśród ośmiu najlepszych sprinterek świata. Trzeba go tylko w tym najważniejszym momencie, czyli w półfinale powtórzyć, a najlepiej - poprawić. I wcześniej się do tego półfinału dostać. Rywalki Ewy Swobody pokazały świetną dyspozycję. Polka czekała do trzeciej serii Polka na swój start musiała chwilę poczekać - biegła w trzeciej serii z siedmiu. Przed nią ze świetnej strony pokazała się Julien Alfred, reprezentująca malutki karaibski kraj Saint Lucia. Ona wygrała pierwszą serię w czasie 10.99 s, tuż przed Brytyjką Daryll Neitą (11.03 s). Później awans wywalczyła kolejna z kandydatek do medalu, Brytyjka Dina Asher-Smith (11.04 s), choć na finiszu minimalnie przegrała z Amerykanką Brittany Brown (11.01 s). A w następnej serii była już mistrzyni Polski. Do półfinałów kwalifikowały się trzy najlepsze zawodniczki, stawkę uzupełniały kolejne trzy najszybsze z dalszych miejsc ze wszystkich siedmiu startów. Główną rywalką Swobody w tym wyścigu była Amerykanka Tamari Davis, choć nasza sprinterka musiała też uważać na Iworyjkę Murielle Ahouré-Demps. To już 35-letnia weteranka ze znakomitym rekordem życiowym sprzed siedmiu lat (10.78 s), ale jeszcze w poprzednim sezonie biegała poniżej 11 sekund. W tym już trochę jednak do tej granicy brakowało. Bardzo dobry bieg Ewy Swobody. Pewny awans polskiej gwiazdy Swoboda była więc niemal pewną kandydatką do miejsca w czołowej trójce i nie zawiodła. Była skupiona na starcie, choć przy prezentacji się uśmiechnęła. Biegła po ósmym torze, Amerykanka i Iworyjka wylosowały tory po drugiej stronie, daleko od niej. A Swoboda wystartowała mocno, później jakby delikatnie straciła do rywalek, ale finiszowała kapitalnie. Awansowała z trzeciego miejsca na pierwsze - po raz drugi "złamała" 11 sekund. Uzyskała czas 10.98 s! Za Polską finiszowała Davis (11.06 s), trzecia była Holenderka N'Ketia Seedo (11.11 s). Ahouré-Demps zajęła dopiero piąte miejsce, jej czas - 11.29 s - nie dawał praktycznie żadnych szans na miejsce w półfinale. - Wiem, na co pracowałam. Nie mogła się cieszyć z tego wyniku, bo jest tak gorąco, że nie da się żyć - żartowała po biegu Ewa Swoboda. - Bieżnia jest szybka, bałam się, że się wywrócę. Jestem szczęśliwa, na treningach dużo życiówek, na siłowni dużo życiówek, w skoku w dal z miejsca życiówka. Mam nadzieję, że tu też będzie życiówka - dodała w rozmowie z TVP Sport. Na największe gwiazdy sprintu trzeba było poczekać. One też awansowały, kolejne Polki - nie Tuż po Polce w rywalizacji pokazała się liderka światowego rankingu - Shericka Jackson. Ona wygrała na dużym luzie, ale też i rywalki nie zamierzały jej zagrozić. Uzyskała czas 11.06 s, zatem gorszy od Polki. Nie miało to dla niej żadnego zdarzenia. Do samego końca o trzecie miejsce musiała walczyć Gina Lückenkemper - mistrzyni Europy z Monachium wyprzedziła swoją rywalizację z Nigerii, ale nie zachwyciła (11.21 s). A później była ta, która ma zatrzymać jamajską dominację i powalczyć z Jackson o złoto. Amerykanka Sha'Carri Richardson wygrała piątą serię, z czasem 10.93 s. Tu po raz pierwszy w mistrzowskiej imprezie Polskę reprezentowała Kryscina Cimanouska, wcześniej obywatelka Białorusi. Dla nie ważniejszy jest start na 200 m i w sztafecie, dziś przeżyła chwile wielkiego stresu. Wystartowała za wcześnie, podobnie jak Brytyjka Imani Lansiquot. Ta ostatnia została przywrócona do startu, ale warunkowo - jej wynik nie został uznany. Polka świetnie zaczęła, była druga po 30 metrach, później jednak osłabła, usztywniła się. Zajęła piątą pozycję, czas 11.32 s eliminował ją z półfinału. Mistrzyni świata znów pokazała szybkość. Półfinały zapowiadają się kapitalnie W przedostatniej serii biegła jeszcze Magdalena Stefanowicz - była szósta, czas 11.43 s też był poniżej jej oczekiwań. Wygrała zaś doświadczona Iworyjka Marie Josée Ta Lou - 11.08 s. Na sam koniec pokazała swoje możliwości broniąca złota z Eugene Jamajka Shelly-Ann Fraser-Pryce. Choć w tym roku biegała wolniej od najgroźniejszych rywalek, to dziś pokazała wysoką formę. Szybko uzyskała przewagę, później zawalniała, a i tak zmierzono jej 11.01 s. Po niej finiszowały Szwajcarka Mujinga Kambundji (11.08 s) i Nowozelandka Zoe Hobbs (11.14 s).