Filip Moterski jest jednym z wielkich bohaterów polskiej reprezentacji na lekkoatletyczne mistrzostwa świata. To dzięki jego interwencji do finału sztafet mieszanych 4x400 metrów została dopuszczona polska reprezentacja. Wreszcie bohatersko walczył o start Ewy Swobody w finale biegu na 100 metrów. Nie dopuścił do tego, by o braku awansu decydowała jedna dziesięciotysięczna część sekundy. "Patelnia" na stadionie. Koszmarne warunki. "Można było jajka smażyć" Filip Moterski niemile widziany. Dostał zakaz wstępu Wreszcie szukał spalonych rzutów Bence Halasza i omal nie zepsuł Węgrom święta w niedzielę, kiedy to ślęczał w pokoju analizy wideo, by udowodnić, że bohater gospodarzy nie rzuca czysto. To wszystko spowodowało, że przestał być osobą mile widzianą na stadionie. Przynajmniej w pewnych miejscach. Przez kilka pierwszych dnia Moterski zasiadał na stanowiskach przygotowanych dla polskich dziennikarzy. Od wtorku nie jest jednak na nie wpuszczany. Dzięki temu, że zasiadał na trybunie prasowej, widział też na monitorach na naszych stanowiskach powtórki rywalizacji. - Mam trochę utrudnione zadanie, jeśli chodzi o analizę powtórek telewizyjnych. To nie znaczy, że nie jestem w stanie nic zrobić, bo obieram sobie takie miejsca, z których mam bardzo dobry widok. Jeśli chodzi o powtórki telewizyjne, to staram się korzystać z oficjalnych kanałów. Ta sytuacja pokazuje, że organizatorzy i działacze patrzą i obserwują oraz wyciągają wnioski - mówił szef polskich sędziów. Moterski na co dzień jest pracownikiem Uniwersytetu Łódzkiego. Jest zatrudniony na pół etatu jako pracownik dydaktyczny w wydziale zarządzania. Z Budapesztu - Tomasz Kalemba, Interia Sport Najlepszy czas Polki w mistrzostwach świata od 36 lat. "Nie mogę tak wolno biegać"