Yulimar Rojas był w Budapeszcie zdecydowaną faworytką. Wenezuelka od kilka lat skacze na zupełnie innym poziomie niż rywalki. Kontrowersyjna zawodniczka ma w dorobku mistrzostwo olimpijskie z Tokio, czy złote medale mistrzostw świata i trzy krążki z najcenniejszego kruszcu na hali. A na dodatek fantastyczny rekord świata 15,67 z otwartego stadionu, poprawiony na hali o siedem centymetrów. Podczas prezentacji przed startem finału w trójskoku oglądaliśmy prawdziwy show Rojas, która symulowała grę na gitarze i wyraźnie chciała zabawić się z publicznością. Wenezuelka sprawiała wrażenie, że złoto jest dla niej tylko formalnością. Polki w finale MŚ. Pia znów pomogła Co za emocje w Budapeszcie. Pachniało olbrzymią sensacją W konkursie nie było już jednak tak różowo. Rojas spaliła pierwszą próbę, w drugiej skoczyła "tylko" jak na nią 14,33 i musiała drżeć o awans do ścisłego finału! W ostatniej próbie nie udało jej się poprawić, ale jej rywalka w walce o "ósemkę" Keturah Orji z USA spaliła swój skok i Wenezuelka mogła odetchnąć. To jednak nie był koniec jej kłopotów, bowiem rekordzistka świata spaliła dwie kolejne próby i przed swoim ostatnim skokiem była bez medalu. Jednak Rojas, jak na wielką mistrzynię przystało, potrafiła się zmobilizować i będąc pod ścianą skoczyła 15,08, wychodząc na prowadzenie w konkursie. I jak się okazało, dało jej to złoty medal, czwarty z rzędu, bo Maryna Bech-Romańczuk nie potrafiła poprawić swojego skoku z pierwszej serii i zakończyła mistrzostwa z wynikiem 15,00. Po brązowy medal, z wynikiem 14,96, sięgnęła Kubanka Leyanis Perez Hernandez. Rozpacz rekordzisty świata. Koniec marzeń o trzecim złocie