Francja od lat nie jest już lekkoatletyczną potęgą, choć w skali kontynentalnej wciąż się liczy. Brakuje jej jednak wielkich gwiazd, takich pokroju choćby Renauda Lavilleniego, który potrafił walczyć z najlepszymi o medale. W mistrzostwach Europy w Monachium "Trójkolorowi" zdobyli dziewięć krążków, ale żadnego złota. Te w ostatnich latach, w globalnych imprezach, potrafił zdobywać właściwie jedynie znakomity wieloboista Kévin Mayer, mistrz świata z Londynu i Eugene, zarazem prześladowany przez kontuzje, głównie ścięgien Achillesa. W Budapeszcie miał bronić złota, choć jego forma, po kolejnym niedawnym urazie, była wielką niewiadomą. W ślad za 31-latkiem ruszyli liczni kibice. W końcu to Mayer jest największą nadzieją Francji na sukces w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Geniusz z Francji godnie zastąpił geniusza ze Stanów Zjednoczonych. Zabrał mu rekord świata A że jest lekkoatletą doskonałym, wie każdy pasjonat tej dyscypliny. Godnie zastąpił legendarnego Ashtona Eatona, z którym walczył o złoto w igrzyskach w Rio de Janeiro. Przed ostatnią konkurencją Amerykanin miał ledwie 44 punkty przewagi, ale i tak lepiej pobiegł na 1500 m, obronił tytuł z Londynu. Kilka miesięcy później oznajmił, że kończy karierę, nadszedł czas Francuza. Ten wkrótce zabrał mu rekord świata. Mayer triumfował w mistrzostwach świata w Londynie (2017) i Eugene (2022), w Dausze (2019) prowadził po siedmiu konkurencjach, gdy ból pleców uniemożliwił mu kontynuowanie skoku o tyczce. Wycofał się zmagań, nie pierwszy i nie ostatni raz. Co chwilę miał problemy ze ścięgnami Achillesa, w jednej i drugiej nodze - maksymalnie ograniczał więc listę startów. Od 2017 roku kończył co najwyżej jeden dziesięciobój w sezonie. Bo to konkurencja, która wymaga końskiego zdrowia - w dwa dni trzeba zaliczyć dziesięć występów, często bardzo wymagających. W tym roku było podobnie - Mayer zdobył na początku marca złoto w halowych mistrzostwach Europy w Stambule, ale później znów odezwało się zdrowie. Nie zdecydował się na żaden pełny wielobój, startował na przełomie maja i czerwca w pojedynczych konkurencjach, pod koniec lipca wziął udział w mistrzostwach Francji w rzucie dyskiem, pchnięciu kulą i skoku o tyczce. Formę miał niezłą, ale na początku sierpnia znów odezwało się ścięgno Achillesa, podczas treningowego biegu na 400 m, o czym poinformował już na Węgrzech. Nie było więc pewne, czy dzisiaj w ogóle stanie na starcie 100 metrów. Polak zaimponował, wielkie gwiazdy nie dały rady. W niedzielę powalczy o medal Kévin Mayer zdecydował się na walkę o trzeci tytuł. Szybko jednak podjął kluczową decyzję Stanął jednak, wspomagany przez licznych fanów lekkiej atletyki z Francji. W swojej serii uzyskał czas 10.79 s, gorszy o blisko trzy dziesiąte od życiówki, dziś to był 14. wynik dnia. Później był skok w dal, 7.25 m uzyskał w ostatniej próbie (15. miejsce, 55 cm poniżej rekordu życiowego). To wciąż nie skreślało jego szans, choć rywalizację kapitalnie zaczął młody Niemiec Leo Neugebauer (10.69 na 100 m, 8.00 w dal, 17.04 w kuli). Gdy Mayer rok temu sięgał po złoto, miał znacznie gorsze. Ba, znacznie gorsze miał nawet wówczas, gdy w Talence bił rekord świata. Czy 23-latek utrzyma dyspozycję i nie zaliczy jakiejś wpadki, nie wiadomo. - Nawet jeśli uda mi się zakończyć pierwszy dzień, to najtrudniejszy będzie bieg na 400 metrów. A później chwila, gdy będę musiał wstać w sobotę rano. To nie ja muszę przestać, to trenerzy muszą mi powiedzieć, że koniec. Sam mogę iść na całość, ale nie chcę, by powtórzyła się historia z Kataru, by to się wydarzyło przed Paryżem. Jestem już dwukrotnym mistrzem świata, jeśli mam rezygnować z zawodów, to właśnie z tych, nie z igrzysk - mówił we wtorek. I zrezygnował, do pchnięcia kulą już nie przystąpił. Dla niego najważniejsze są igrzyska olimpijskie, bo złota jeszcze nie ma, dwa razy był drugi. I w Paryżu rekordzista świata może być jedyną nadzieją gospodarzy na złoto w lekkiej atletyce...