Damian Czykier przed rokiem w Eugene został pierwszym Polakiem od dawna, który wystąpił w finale mistrzostw świata. Był drugi z Europejczyków i z nadzieją jechał na mistrzostwa Starego Kontynentu do Monachium. Z nadzieją, ale z zastrzykiem pozytywnej energii, bo tuż przed MŚ w Oregonie urodziła mu się córka. Niestety Czykier na własnej skórze doświadczył tego, jak trudno jest pogodzić uprawianie sportu na wysokim poziomie z byciem rodzicem. Wystrzałowy początek Biało-Czerwonych. Złote próby Polaków, rywale byli w szoku Jego kariera miała nabrać rozpędu. Pojawiły się problemy W Monachium udział w zawodach zakończył na półfinale. Przez miesiąc między Eugene i startem w ME wiele czasu poświęcał rodzinie i córce. To normalne. Nie było zatem szansy na przygotowanie drugiego szczytu formy. Czykier miał być gotowy na tegoroczne mistrzostwa świata w Budapeszcie (19-27 sierpnia). Niestety i tym razem znowu coś nie zagrało, choć Mikołaj Justyński, jego trener, po tym, jak Czykier wygrał złoto w mistrzostwach Polski, krzyknął głośno: "W końcu ruszyło!". Lekkoatleta Podlasia Białystok zimą przegrał halowe mistrzostwa Polski w Toruniu, a w halowych mistrzostwach Europy w Stambule rywalizację zakończył na eliminacjach. W sezonie letnim długo szukał formy. Jej zalążki znalazł w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie wygrał złoto MP w czasie 13,57 sek. To jednak wciąż za mało, by myśleć o czymś na arenie międzynarodowej. - Cieszę się z tego powrotu, bo wcale nie byłem pewien, że będę w stanie obronić tytuł mistrza Polski. Miałem duże obawy, ale poukładałem sobie wszystko w głowie i poszło. Jestem wojownikiem i nigdy się nie poddaję - powiedział Czykier po tym, jak sięgnął po tytuł. Czykier jest świadomy tego, że wynik z Eugene będzie mu szalenie trudno powtórzyć. W ubiegłym sezonie biegał regularnie na wysokim poziomie. W tym nie miał nawet jednego wyskoku. - W ubiegłym roku o każdej porze dnia i nocy byłem gotowy na wejście do finału. Teraz będę do tego potrzebował dużo szczęścia - nie owijał w bawełnę. Napalił się na pewien cel. "Życie mnie pokarało" Czykier przyznał, że treningi przed startem sezonu pokazywały, że może regularnie biegać na poziomie 13,40 sek. Zdradził też, że popełnił błąd i za wszelką cenę chciał wystąpić w zawodach Diamentowej Ligi w Rabacie. Za cel obrał sobie występ w finale tego cyklu w Eugene. - Życie mnie pokarało. Tam nabawiłem się kontuzji. Naciągnąłem mięsień półbłoniasty. I to się za mną ciągnęło jakiś czas - mówił 31-latek. Czołowy polski lekkoatleta zdradził też ciekawą rzecz. - Przed poprzednim sezonem stworzyłem z żoną bardzo dobry team. Zrezygnowałem z wielu obozów. Wiele czasu spędziłem w domu. Praktycznie przez cały czas byłem z żoną. Miałem w niej wsparcie, bo jest dietetyczką i znakomicie się na tym zna. Ten team, jaki stworzyliśmy, pozwolił mi sięgać po marzenia. Niestety przyjście Emilki na świat, rozerwało ten team. Teraz każdego dnia zadaję sobie pytanie, jak ma wyglądać moje życie, żebym mógł osiągać jak największe sukcesy, ale też, żebym był dobrym ojcem i był szczęśliwy z tego życia. Nie trenuję biegu przez płotki tylko dlatego, bo to lubię. Trenuję po to, by być najlepszym. I teraz muszę znowu zrobić coś, by wrócić na te dobre tory - zakończył. Natalia Kaczmarek gotowa na walkę w MŚ. Razem z trenerem nie ukrywają celu